DIABELSKIE PODSZEPTY
Raz Maciek do marketu
Zmierzał raźnym krokiem,
A Głupota, tuż za nim,
Przemykała bokiem.
I tak szepcze:
Maciusiu, królu ty mój złoty,
Kup literek gorzałki
Dla lepszej ochoty…
Ki diabeł? Co się dzieje?
Maciek się zapyta.
Ale patrzy – jest regał.
Na nim – okowita!
I od razu dostaje
Małpiego rozumu.
Bez namysłu zgarnia
Dwie butelki rumu.
Będzie przednia zabawa,
Głupota się cieszy.
A Maciek, choć obiecał,
Znowu dzisiaj zgrzeszy…
Z koleżkami, nad rzeczką,
Mocno się zaprawi,
Za co żonka go względów
Na długo pozbawi:
Będzie spał, biedaczysko,
Na twardej komodzie.
Sam, bez miękkiej poduchy,
Za nóżkę nie złapie...
Aż zlituje się nad nim
Szlachetna kobita,
Choć wie, że na darmo,
Znowu go zapyta:
Z kim chcesz spać,
Wybieraj: ja, czy okowita?
On ponownie solenne przysięgi jej złoży,
Bo wie, że bez żony długo by nie pożył!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz