PO DRUGIEJ STRONIE KSIĘŻYCA
Każdy z nas miewa wzloty i upadki; chwile lepsze i trochę gorsze.
Ja, kiedy nie chce mi się pisać czegoś poważniejszego, bardziej
pracochłonnego, na przykład opowiadań albo powieści, zapisuję na
przygodnych kartkach papieru myśli, które przychodzą mi do głowy,
i w jakiś sposób, wyróżniają się pośród innych, bardziej
zwyczajnych – codziennych, że tak powiem, spostrzeżeń. Kartki te
gubią się gdzieś, przepadają bez śladu, ale zdarza się też, że
po pewnym czasie, niektóre z nich, jakimś dziwnym trafem, odnajdują
się i znowu wpadają mi w ręce.
Czasami układa się to w jakąś logiczną całość. Może ktoś
nazwie to wierszem, a może i nie...;
a ja powiem: chwilowe
zamyślenie, bujanie w obłokach; poszukiwanie przygody, prawdy o
życiu i naszej ludzkiej przyszłości... Łatwiejsze to od pisania
prozy, przyjemniejsze, i co najważniejsze, nie wymaga żadnego
wysiłku. Myśli same snują się po głowie. 0t – łapanie
rozświetlonych słońcem, płynących po bezkresnym niebie,
pierzastych chmurek, które mogą przyjmować najprzedziwniejsze
kształty, także wielkanocnych baranków. Chmurek, w których kryje
się jakaś dziecinna radość, jakieś wspomnienia z zamierzchłej,
ale wciąż żywej przeszłości; jakaś zapowiedź czegoś
ponadczasowego, może kosmicznego bezkresu i wieczności,
uporządkowanej i celowej, którą włada wszechwładny, dobry, a nam
bardzo bliski Wielkanocny Bóg. Chmurek, w których przede wszystkim
kryje się nadzieja, że to w co wierzysz, to co widzisz oczami
wyobraźni, o czym nieustannie marzysz, jest realne, jest do
osiągnięcia; bo istnieje w przestrzeni tego, współczesnego nam, a
jeżeli nie, to tamtego, pozaziemskiego świata...
Myślę, że wszyscy miewamy podobne stany. I właśnie w takich
chwilach próbujemy odkrywać tę drugą, niewidoczną stronę medalu
naszego życia, którą jest czekająca nas wieczność... Próbujemy
poznać, odgadnąć, zaakceptować i pokochać boski wymiar
nieskończoności, który został nam zapisany za progiem ziemskiego
bytowania.
Ale przecież i tutaj, na ziemi, w tym zwyczajnym ludzkim życiu,
każdy z nas ma swoją druga stronę księżyca, której na ogół
nie znamy.
Zupełnie niedawno, na tamtą stronę księżyca, do wieczności, mam
nadzieję, że do Boga, bo była bardzo gorliwą katoliczką, odeszła
moja mama, Stanisława. Mam nadzieję, że nie ma tam żadnych
zmartwień, że jest szczęśliwa i uśmiecha się tak radośnie, jak
na tym zdjęciu, zrobionym w towarzystwie wnuczki, Kasi.
Mama była bardzo wyjątkową, obdarzoną bogatą wyobraźnią,
niezwykle ciepłą i bardzo pracowita kobietą, która nade wszystko
kochała swoje dzieci, a jeszcze bardziej wnuki. Potrafiła wymyślać
i opowiadać wspaniałe bajki, a także różne, czasami śmieszne,
wręcz niesamowite, a nawet mrożące krew w żyłach historie, gdzie
autentyczne wydarzenia mieszały się ze światem z wyobraźni...
- Ciekawy jestem, kto odziedziczył po niej tę, rzadko spotykaną,
umiejętność wymyślania i opowiadania przedziwnych historyjek z
dreszczykiem? – zapytał kilka tygodni temu, gdy spotkaliśmy się,
żeby ją pożegnać, Marian, najmłodszy brat mojego ojca.
- Jak to kto? – odpowiedziałem. – My wszyscy. Jej dzieci. Może
nie równo, ale każdy po trochę.
Podobno, kiedy miałem kilka lat, często prosiłem: Mamo, opowiedz
mi bajkę, bo jak ty byłaś mała, to ja ci zawsze opowiadałem.
Księżycowe marzenia
Tak cichutko po niebie
Jasny księżyc wędruje,
A ja całkiem już nie wiem,
Czy on ze mną flirtuje.
Czy zagląda w okienko
I uśmiecha się szczerze.
Gdy mu w oczy popatrzę
Melancholia mnie bierze.
Może myśli: Tyś sama...
I ja sam tu na niebie.
Czemu nie miałbym skoczyć
Na godzinkę do Ciebie?
Usiądziemy przy stole
Z ciemnej strony księżyca,
Bo to co niewidzialne
Zawsze mocniej zachwyca.
Potem wrócę na niebo,
A Ty zaśniesz, kochana.
Będziesz śnić o miłości,
Słodko śpiąc, aż do rana.
Takie właśnie niepraktyczne kartki czasami mi się gubią. Czy to
ma jakiś związek z moją mamą? Myślę, że tak, bo jak powiada
ludowe przysłowie, niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Wiesław Hop
Bircza, dnia 13. 04.2020 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz