wtorek, 18 grudnia 2018

Jeżeli ktoś ma ochotę dowiedzieć się coś więcej na mój temat, zapraszam do lektury wywiadu, który przeprowadziła ze mną Pani Anna Ruda do Biuletynu Informacyjnego Gminy Bircza.

Czy w dzisiejszych czasach łatwo zaistnieć jako poeta lub pisarz? Jak pracować nad teksem, przełamać strach i jakich błędów należy unikać? Ważny jest talent czy sumienna praca? Odpowiedzi na te pytania udzielił pisarz, eseista i publicysta Pan Wiesław Hop.

Wywiad z Panem Wiesławem Hopem

Redaktor: Czy literatura zawsze była obecna w Pana domu rodzinnym? Pamięta Pan swoje pierwsze wybory literackie?

Wiesław Hop: Moi rodzice mieli gospodarstwo rolne, ponadto ojciec pracował w lesie, jako drwal, więc nie mieli czasu na czytanie, ale książki w domu zawsze jakieś były. Szczególnie dużo czytał mój starszy brat Ryszard. Czytała także babcia Anna, którą interesowały tematy religijne.
Gdy chodziłem do szkoły podstawowej, a były to lata siedemdziesiąte, we wsiach działały biblioteki, z których ludzie ochoczo korzystali.
Bardziej niż książki, z tamtego okresu, pamiętam fascynujące opowieści dziadka Franciszka, babci Anny i rodziców o historii, wojnie i ich przeżyciach z tym związanych. Przychodziła do nas także Rozalia Hop, ciotka mojego ojca, i opowiadała nam o książkach, które przeczytała. Jedna z nich utkwiła mi w pamięci. Była to powieść „Jeździec bez głowy”.
Ja tak naprawdę zacząłem czytać dopiero w pierwszej klasie liceum ogólnokształcącego, ale od tej pory nie mogę i nie chcę przestać. Jedną z pierwszych lektur, która zrobiła na mnie duże wrażenie była „Lalka” Bolesława Prusa. Dzisiaj w mojej rodzinie wszyscy czytają, bo jest to najlepsza i najwartościowsza rozrywka, która pozwala człowiekowi rozwijać się intelektualnie, lepiej rozumieć otaczający go świat i zachodzące w nim procesy...
R.: Może mało oryginalne będzie pytane, ale ciekawi nas, co skłoniło Pana do pisania?
W.H.: Sam tak do końca nie wiem, co skłoniło mnie do pisania. Ale myślę, że była to jakaś wewnętrzna potrzeba dzielenia się z innymi ludźmi swoimi historiami, swoimi przemyśleniami, która – w większym lub mniejszym stopniu – tkwi w każdym człowieku. A także i to, że zawsze miałem przekonanie, że dużo rozumiem z otaczającej nas rzeczywistości i mam coś do powiedzenia.
R.: Pana książki to powieści i opowiadania, w których porusza Pan problemy związane zarówno ze współczesną rzeczywistością, jak i osobowościowe bohaterów. Czy po podobną literaturę sięgał Pan we wczesnej młodości? A może już wtedy, kiedy był Pan chłopcem, pojawiały się pierwsze próby i pisanie „do szuflady”?
W.H: Lubię czytać klasyków, których dzieła przetrwały próbę czasu: Sienkiewicza, Żeromskiego, Iwaszkiewicza, Nowaka i Mysliwskiego...; a z zagranicznych autorów: Tołstoja, Bunina, Hemingwaya, z młodszych Puzo i Kinga (ale tylko najwybitniejsze dzieła „Zielona Mila” i „Skazani na Shawshank”)...
Nie sposób wymienić wszystkich autorów, których cenię i czytam, bo jest ich o wiele więcej. Chciałbym tak pisać, jak oni. Ale nie jest to łatwe do osiągnięcia z różnych powodów. To wspaniałe, kiedy człowiek może poznawać świat i życie, korzystając z wiedzy i doświadczenia tak wybitnych osobowości.
A co do moich pierwszych prób literackich, to ja praktycznie nie pisałem „do szuflady”. Zacząłem od opowiadań i artykułów, gdy byłem już dorosły. I robiłem w ten sposób, że gdy już coś napisałem, wysyłałem to do jakiejś gazety, dopiero gdy zostało opublikowane, zabierałem się do pisania czegoś następnego.
R.: Skąd bierze Pan pomysły na książki? Z podpatrywania rzeczywistości?
W.H.: Myślę, że tak. Życie, otaczająca nas rzeczywistość, zawsze pisze najlepsze scenariusze i jest kopalnią wiedzy i tematów dla pisarza. Sądzę, że korzystam dużo z własnych doświadczeń, ale jeszcze więcej z doświadczeń, przeżyć i mądrości innych ludzi...
R.: Pisarza w trakcie pracy wyobrażamy sobie siedzącego za biurkiem, na ktorym znajduje się sterta papierów i maszyna do pisania oraz kilka kubków po kawie. W nogach jakiś kocur... Jak wygląda Pana warsztat pracy, otoczennie podczas tworzenia, co Pan lubi mieć, co przeszkadza itp.?
W.H.: Żeby coś napisać, potrzebne mi jest pióro, papier i jakieś biurko lub stół w odosobnionym miejscu. To wystarczy jeżeli człowiek ma chęć, jakieś pomysły i dużo samozaparcia. Maszyna do pisania, a obecnie komputer, przynajmniej w moim przypadku, pojawia się dopiero w późniejszym etapie. Gdy piszę, lubię mieć w zasięgu ręki kubek z mocną herbatą. Pisanie, zwłaszcza powieści, to długa i ciężka praca, która wymaga systematyczności. Nagrodą jest satysfakcja, gdy się już uda doprowadzić rzecz do końca.
R.: Urodził się Pan w Birczy, pracował Pan jako nauczyciel i pełnił Pan funkcję komendanta Komisariatu Policji w Birczy. Czy ten Fakt ma odzwierciedlenie w treści i bohaterach Pana twórczości?
W.H.: Moja rodzina pochodzi z Huty Brzuskiej, ale mieszkaliśmy w Brzusce, w pobliżu granicy z Hutą, gdzie rodzice wybudowali dom. Urodziłem się w Birczy i tutaj byłem nauczycielem, a później zostałem policjantem. Pracowałem w Przemyślu i w Birczy, gdzie przez ostatnie trzynaście lat służby byłem komendantem. Oprócz tego, w młodości, dwa lata spędziłem w wojsku, przez rok pracowałem także w Zespole Zamkowo-Parkowym w Krasiczynie, gdzie obiecywano mi stanowisko przewodnika. Zdobyłem nawet zawód pracownika kulturalno-oświatowego oraz napisałem pracę „Monografia Zamku w Krasiczynie”. Później ukończyłem jeszcze Studia Filozoficzne na Uniwersytecie Rzeszowskim. Wiedza, którą tam zdobyłem pozwala mi lepiej rozumieć ludzi, świat i zachodzące w nim procesy, i jest bardzo przydatna pisaniu książek.
Piszę o tym, co mi jest znane i bliskie, dlatego Bircza i jej okolice, Pogórze Przemyskie i Bieszczady są stale obecne w moich utworach. Staram się promować nasz piękny region. Widać to szczególnie w moich opowiadaniach i artykułach, a także – chociaż może nie dosłownie – w powieściach. A moi bohaterowie, jeżeli można tak powiedzieć, mają wiele cech ludzi, z którymi zetknąłem się w realnym życiu, także pracy policjanta.
R.: Czy pisząc książkę, jest Pan jak malarz, który nie pozwala nawet zerknąć na zarys obrazu, dopóki go ie ukończy? Czy jednak chętnie podsuwa Pan część tekstu bliskim, aby wysłuchać ich sugestii?
W.H.: Nie, nie bronię dostępu do tego, co piszę. Lubię, gdy ktoś z moich bliskich, czy znajomych, ma ochotę to przeczytać i wyrazić swoje zdanie. Chociaż czasami drażnią mnie krytyczne uwagi, z którymi się nie zgadzam.
R.: Czy pisząc książkę zawsze zastanawia się Pan nad grupą odbiorców?
W.H.: Zawsze myślę o odbiorcach. Przeważnie piszę dla ludzi dorosłych i staram się, aby moje utwory podobały się, jak najszerszej grupie czytelników.
R.: Gdyby miał Pan znaleźć się w jednej ze swoich książek, to w której i dlaczego akurat w tej?
W.H.: Myślę, że w większym lub mniejszym stopniu jestem obecny w każdej z moich książek. Najbardziej chyba w powieści kryminalnej „Spacer ze śmiercią”. Sadzę, że tak jest z każdym autorem. Tego się nie da uniknąć. Ale nie wiem, czy chciałbym, tak do końca, przezywać wszystkie przygody moich bohaterów. Jeżeli chodzi o moje powieści, to najbardziej sobie cenię ostatnią „Przed wyrokiem”, bo jest to książka, którą, jak powiedział pewien mądry człowiek, który często bywa u nas na patriotycznych uroczystościach, każdy w Polsce, a szczególnie w Birczy, na Pogórzu Przemyskim i w Bieszczadach powinien przeczytać. A znany pisarz Stanisław Srokowski – współautor scenariusza do filmu „Wołyń” – napisał o niej bardzo pochlebną recenzję w „Gazecie Warszawskiej”. Jest to, oparta na wydarzeniach autentycznych, historyczna powieść sensacyjna, której główny wątek pokazuje, że i u nas bandy UPA zgotowały ludziom takie samo piekło, jak na Wołyniu... Ci którzy znają historię Birczy i okolic na pewno zauważą pewne podobieństwo niektórych książkowych postaci do autentycznych bohaterów z tamtych czasów...
R.: Czy w dzisiejszych czasach łatwo zaistnieć jako poeta lub pisarz?
W.H.: Nigdy nie było łatwo i dzisiaj też nie jest. Szczególnie wtedy, gdy człowiek porusza trudne tematy, mieszka w małej miejscowości, z dala od dużych centrów kultury, a ma odwagę podejmować próby wypłynięcia na szersze wody.
Jest to bardzo trudne, ale możliwe do osiągnięcia.
R.: Ważny jest talent czy sumienna praca nad tekstem?
W.H.: Liczy się praca, ale potrzebna jest także wiedza i wykształcenie – niekoniecznie potwierdzone dyplomami ukończenia wyższych studiów – bo jak mówi przysłowie „Z pustego i Salomon nie naleje”. Jednak odrobina talentu wydaje się być także niezbędna. Gdyby tak nie było, najlepsze książki do czytania pisaliby profesorowie, a przecież tak nie jest.
R.: Ciężko jest znaleźć wydawcę?
W.H.: Bardzo ciężko. Zwłaszcza dobrego, który będzie traktował pisarza, jamko równorzędnego partnera... Ale to dłuższy temat, bo wiele wydawnictw balansuje na granicy upadku, a rynek księgarski w Polsce, podobnie jak prasowy, w dużej mierze jest opanowany przez obcy kapitał, który na nas zarabia i dodatkowo preferuje książki z własnych kręgów kulturowych, gdyż na rozwoju i rozprzestrzenianiu się polskiej kultury kompletnie mu nie zależy.
R.: Czy dobry pisarz powinien się na kimś wzorować?
W.H.: Wszyscy się na kimś wzorujemy, więc dlaczego pisarze mieliby tego nie robić, zwłaszcza do czasu, aż wypracują sobie własny styl.
R.: Jakiej rady udzieliłby Pan osobom, które piszą do szuflady i boją się wyjść ze swoją twórczością do odbiorców?
W.H.: Dobrze, że piszą, bo to znaczy, że również czytają, rozwijają się, myślą, mają ambicje i coś do powiedzenia... A bać się, czy wstydzić nie ma czego. To raczej powód do dumy.
R.: W jakich momentach dopada Pana blokada twórcza?
W.H.: Trudno powiedzieć. Każdy ma chwile zwątpienia – słabsze i gorsze okresy. Ja też. Nie trwają one jednak dłużej niż kilka dni. Jeżeli mogę tak powiedzieć, po każdym potknięciu się, podnoszę i wyruszam w dalszą drogę... Piszę jednak głównie w jesieni i w zimie, na wiosnę i w lecie robię zbyt wiele innych rzeczy i zwyczajnie nie mam czasu.
R.: A jaki w życiu prywatnym jest WiesławHop, jakie ma zainteresowania, co lubi robić w wolnym czasie?
W.H.: Taki jak większość z nas. Mam rodzinę – żonę, troje dzieci i to jest dla mnie najważniejsze. Pochodzę z wielodzietnej rodziny i lubię utrzymywać bliskie kontakty z moim rodzeństwem. Poza czytaniem książek, kocham sport (najbardziej piłkę nożną), dobrą zabawę, muzykę i taniec. Lubię jeździć na rowerze i zwiedzać nowe tereny. Interesuję się zagadnieniami związanymi z przyrodą, lasem, ochroną środowiska, wędkarstwem i łowiectwem. Jestem jednym z redaktorów kwartalnika „Łowiec Galicyjski”. Poza tym, potrafię zrobić wiele rzeczy - wybudować altankę, ogrodzenie, a nawet ułożyć chodnik... Najbardziej jednak lubię pracę w ogrodzie i roboty stolarskie.
Bardzo rzadko biorę udział w konkursach literackich, ale zdobywałem nagrody za opowiadania, które piszę i publikuję w różnych czasopismach od trzydziestu lat. Było ich chyba kilkanaście. Wymienię tylko kilka: 1. Pierwsze nagroda w ogólnopolskim konkursie literackim na opowiadanie o tematyce wielkanocnej w Koninie, rok 1989. 2. Wyróżnienie w konkursie literackim na opowiadanie „Łowca Polskiego” w Warszawie, rok 1997. 3. Wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie literackim w Ustrzykach Dolnych za opowiadanie o tematyce bieszczadzkiej, rok 2013.
Dotychczas wydałem cztery powieści: „Spacer ze śmiercią”, „Wbrew woli”, Poranek pełen nadziei” i „Przed wyrokiem”. A moja nowa powieść „O północy w Bieszczadach” w lipcu bieżącego roku została uhonorowana wyróżnieniem w konkursie „Książka warta wydania” zorganizowanym przez Wydawnictwo Poligraf.
Ponadto bardzo sobie cenię to, że w roku 2014 zostałem przyjęty do Związku Literatów Polskich, co nie jest łatwe do osiągnięcia i oznacza, że moje książki zostały dobrze ocenione i uznane za wartościowe przez dwunastoosobową Komisję Kwalifikacyjną w Warszawie złożoną z wybitnych pisarzy i poetów. Oprócz mnie, z terenu naszej gminy, do tego szacownego Związku, założonego jeszcze przez Stefana Żeromskiego, należał tylko mój brat Ryszard Hop.
R.: Dziękuję za rozmowę.
BIGB



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz