niedziela, 26 lutego 2017

„Klątwa” w Teatrze Powszechnym w Warszawie – a filozoficzna teoria prof. Leszka Kołakowskiego o ludziach „garbatych”...


Sławny polski filozof i pisarz, prof. Leszek Kołakowski, w czasach głębokiego socjalizmu, gdy cenzura nie pozwalała o pewnych sprawach mówić prosto – zresztą artyści nie zawsze lubią wypowiadać się dosłownie i często odwołują się do analogii, pozostawiając czytelnikowi możliwość wyciągnięcia własnych wniosków – napisał opowiadanie, któremu nadał tytuł „Garby”.
Chodziło w nim o to (a chyba dobrze pamiętam, chociaż czytałem je już dość dawno), że w normalnym społeczeństwie, na skutek niezależnych od niego okoliczności, pojawiają się ludzie „garbaci”, obarczeni bardzo poważnymi ułomnościami moralnymi. Na początku było wiadomo, że reprezentują negatywne wartości. Z czasem jednak, ponieważ byli popierani przez system i sowicie opłacani, pojawiało się ich coraz więcej. Zaczęli rozrastać się w pajęczynę, oplatać instytucje, przejmować urzędy i władzę, i odbierać znaczenie prawym obywatelom. Po pewnym czasie doszli do takiej arogancji, że zaczęli wmawiać społeczeństwu, że to „garby” na ich plecach są synonimem normalności i cnoty, natomiast ludzie, którzy ich nie mają, są mniej wartościowi i szkodliwi...
Myślę, że jest to analogia do socjalizmu, w którym służalcze wobec radzieckiego komunizmu „garby” zawłaszczyły wszystko i stopniowo wyparły z życia publicznego ludzi o propolskich poglądach. Działo się tak i w kulturze. Jednak nie do końca „garbom” udało się zrealizować swoją zdradziecką misję, bo opór w społeczeństwie był duży i pamiętano jeszcze, komu i skąd wyrastają nogi...
Najgorsze, co mogło się stać, przyszło później, już po obaleniu socjalizmu: „Garby”, korzystając ze starych powiązań, zależności i układów, zachowały, a nawet zwiększyły swój stan posiadania. Udało im się także, na długie lata, nie dopuścić do możliwości decydowania o czymkolwiek ludzi prawych, którym dobro Polski i Polaków zawsze leżało na sercu. A teraz, kiedy wreszcie naród oprzytomniał i odebrał im władzę w demokratycznych wyborach, toczą bezpardonowy bój o jej odzyskanie, bo chodzi im tylko o własne koryta...

A wracając do Teatru Powszechnego: Nie trzeba być krytykiem teatralnym, aby się zorientować, że wątpliwej klasy artyści dali się wciągnąć w paskudną, antypolską i antynarodową grę. I za pieniądze polskiego podatnika (ochoczo, każdego roku, w grubych milionach złotych, przekazywane im przez urzędników związanych z poprzednią władzą, mającymi gdzieś polski interes narodowy i dobre imię Polaków) wystawili cuchnący na odległość gniot, który nazywają sztuką.
Bo przecież sztuka, jakakolwiek by ona nie była, charakteryzuje się tym, że ma jakąś pozytywną misję do spełnienia. Najogólniej mówiąc, powinna bronić prawdy, dobra i piękna. A tutaj żadnej prawdy, żadnego dobra, ani śladu jakiegokolwiek piękna nie znajdziecie. Jest tylko rynsztok, ohyda i obrzydzenie...
Jest publiczne nawoływanie do zabójstwa! Jest znieważenie uczuć religijnych olbrzymiej większości Polaków – oralny seks z figura Św. Jana Pawła II! Jest demoralizacja i deprawacja!
Nie mam pojęcia jakim trzeba być człowiekiem – jakim łajdakiem, i jak zdeprawowaną kobietą, aby za pieniądze posunąć się do takiego upadku.
W czasach niemieckiej okupacji, ladacznicom, które puszczały się z niemieckim okupantem Armia Krajowa goliła głowy na łyso, aby je publicznie napiętnować.
Dzisiaj nie ma już Armii Krajowej, jest za to wolna i niepodległa Polska, więc pseudoartystkom i pseudoartystom oraz dyrekcji z Teatru Powszechnego nikt chyba głów nie ogoli, ale za przestępstwa, których się publicznie dopuścili na scenie, powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Najwyższy czas, aby postawić skuteczną tamę wszelkim zdeprawowanym lewakom, którzy w imię własnych korzyści i obcych nam sił, próbują zniszczyć Polskę, w której Bóg, Honor i Ojczyzna zawsze muszą być na pierwszym miejscu. Jest to warunek naszego przetrwania i naszej tożsamości narodowej.
Jest takie ludowe porzekadło: „Pluj świni w oczy, a jej się zdaje, że deszcz pada”. „Artystom” z Teatru Powszechnego w Warszawie nie wystarczy plunąć w twarz. Trzeba ich jeszcze ukarać za przestępstwa i propagowanie nienawiści, i pozbawić nienależnych państwowych dotacji, może wtedy coś z tego zrozumieją. A obcokrajowiec, który reżyserował ten gniot i zbezcześcił pamięć naszego wielkiego artysty, Wyspiańskiego, podpierając swoją indolencję umysłową i zwyczajne chamstwo tytułem jego sztuki, powinien, po odbyciu ewentualnej przewidzianej prawem kary, zostać wydalony z naszego kraju.
Takie jest moje zdanie, jako człowieka, którego uczucia religijne zostały zranione, i jako polskiego pisarza należącego do Rzeszowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich; jako filozofa, i jako byłego policjanta. Nie mogę się zgodzić na to, aby „garby”, jeszcze bardziej toksyczne i jeszcze bardziej niebezpieczne, niż te z opowiadania Kołakowskiego, bo zmutowane, nadal niszczyły polską literaturę i sztukę, i polską wrażliwość oraz bezkarnie łamały obowiązujące prawo, przy okazji sowicie się za to wynagradzając pieniędzmi polskiego podatnika.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz