Bajeczka o pewnym lisie
Był
raz w bajce „Brzechwa dzieciom”
Taki
wielce sprytny lis,
Co
to misie oszukiwał,
A
sam, szelma, kury gryzł.
A i
u nas, w młodym gaju,
Się
pojawił jego klon.
Choć
nie może być ten sam,
Mówią,
że to – kubek w kubek – on!
Ech
mój lisie – Witalisie.
Jesteś
kłamcą, widzi mi się!
Więc
zabieraj swe manatki,
Choć
masz język piękny, gładki...
Jesteś
z nienawiści chory,
Więc
uciekaj do swej nory.
I
przesiaduj tam dni cztery,
Aż
wyleczysz się z „cholery”.
I
przestaniesz podle judzić
I
niesnaski w lesie budzić.
Bo
masz już srebrników tyle,
Że
wystarczy na daktyle...
Choćbyś
gryzł je całe życie –
W
lesie, w norze, no i skrycie...
Choćbyś
karmił nimi „szpaki”,
Nie
wywołasz większej draki!
Bo
niedźwiedzie, rysie, wilki...
Znają
już te twoje „szpilki”.
I
umizgi, i podchody...
I
uśmiechy ryżej brody.
Więc
nikogo nie oszukasz,
Choćbyś
był, jak pewien szczupak.
Co
to kiedy puścił bąka,
To
się chwilę później jąkał.
Ale
ryby zrozumiały,
Że
to był oszuścik mały.
Tak
i ciebie rozszyfrują
I
futerko „wygarbują”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz