Kurdupel
Każdy ma swojego wroga. I ja też – i to nie jednego... Ale trudno
się temu dziwić, jeżeli weźmie się pod uwagę, że przez wiele
lat byłem policjantem. I tylko z tego powodu, musiałem – czy mi
się to podobało czy nie - nadepnąć na odcisk wielu ludziom...
Jednak
ten, o którym chcę wam dzisiaj opowiedzieć, to postać szczególna.
Typ zadufanego w sobie półidioty - narwanego domowego sadysty z
pociągiem do alkoholu... A wiecie czym grozi taka wybuchowa
mieszanka, gdy ktoś w pobliżu skrzesze zapałkę...
Powiedzmy, że miał na imię Michał, ale wszyscy, gdy nie słyszał,
jakby na złość, nazywali go Kurdupem, bo nie należał do
wielkoludów, a miał bardzo wybujałe ego.
Kurdupel dostarczał mi wielu problemów. Kilka razy, po
interwencjach domowych, wylądował w izbie wytrzeźwień. Ale po
każdej awanturze składał się jak chamski scyzoryk i żona, która
była bardzo rozsądną i praktyczną kobietą, i nie wierzyła, że
sąd w czymkolwiek jej pomoże, zawsze go broniła, więc kończyło
się na rozmowach profilaktycznych i niebieskiej karcie, bez sprawy o
znęcanie się. Aż któregoś razu Kurdupel naprawdę przedobrzył i
popadł w poważniejsze tarapaty.
Po awanturze w restauracji, wsiadł zalany do samochodu. Cztery
kilometry przed swoim domem potrącił rowerzystę i zbiegł z
miejsca wypadku drogowego, nie udzielając poszkodowanemu pomocy.
Szybko jednak ustaliliśmy, kto był sprawcą i znaleźliśmy go w
stodole, gdzie zakopał się w sianie. Od tego dnia, pomimo, że nie
poszedł siedzieć, tylko dostał wyrok w zawieszeniu, stał się
moim zapiekłym wrogiem. I tak jest do dzisiaj. Wiele razy
dowiadywałem się, że gdy był pijany, odgrażał się i
zapowiadał, że teraz, kiedy już nie chroni mnie mundur, wreszcie
się ze mną policzy...
Aż pewnego dnia spotkałem go w urzędzie, gdzie poszedłem złożyć
podanie o wymianę dowodu osobistego. Gdy się tam zjawiłem, on
siedział już przed urzędnikiem w małej klitce za szklanymi
drzwiami i coś załatwiał. Czekałem spokojnie za zewnątrz na
swoja kolej.
Wychodząc odezwał się do mnie zaczepnie:
- Dlaczego pan nie wchodzi? Ja nie gryzę!
- Czekam grzecznie na swoją kolej. A pan ma za małe zęby, żeby
mnie ugryźć – odrzekłem z lekkim rozbawieniem. A Powinienem
powiedzieć:
- Trzeba uważać, bo czasami nawet zwyczajny mały kundel może
człowieka ucapić za nogę.
Ach ta moja kultura osobista...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz