sobota, 2 lipca 2016

Zdaję sobie sprawę, że zamieszczając to satyryczne opowiadanko - pisane oczywiście kiedyś z przymrużeniem oka - mogę się narazić zwolennikom niskoprocentowego bursztynowego trunku. Jednak to historyjka nie o nich, tylko o takim jednym jednym "inteligentnym facecie,  który zapomniał, co to jest umiar. Ale ostrożność nie zawadzi, bo alkoholizm, to społeczna choroba, na którą wszyscy jesteśmy narażeni.

Inteligentny facet


Pewien młody i rdzenny mieszkaniec Birczy, a swoją drogą wytrwały i straszny hulaka, w niedzielne popołudnie wytoczył się z baru „Miś” z zamiarem opróżnienia wypełnionego po brzegi piwem pęcherza. Z daleka widać było, że nie chciał się zbytnio oddalać od wodopoju, więc – trzymając się drżącą ręką za rozporek – niecierpliwie zdążał za róg knajpy. W tej właśnie chwili zauważył idącego ulicą mężczyznę.

- Jaki ciul wodę mąci w moim basenie? – pomyślał zadziornie, ale zdusił w sobie złość, po czym zrobił dwa niepewne kroki w kierunku intruza i najuprzejmiej jak potrafił zapytał:
- Proszę pana, gdzie tu się można wysikać?
Poradziłem mu, aby w tym celu udał się do najbliższego lasu, szlakiem turystycznym koloru czerwonego, w kierunku Kamiennej Górki. Popatrzył na mnie groźnie spod oka i już myślałem, że trzaśnie z liścia w łeb, bowiem jego biedne miękkie nóżki nie chciały go nieść tak daleko, a koledzy czekali przy korycie, ale zapanował nad emocjami.
- Kurna, nie pójdę tak daleko, ale dziękuję uprzejmie – odpowiedział, po czym machnął ręką na pożegnanie i skierował się za rosnącą pod oknem baru młodą jodełkę.
W następną niedzielę widziałem go w rynku. Chwiał się na swoich, szeroko rozstawionych dla równowagi, zmęczonych nóżkach, a z jego mokrych spodni, na asfalt i do butów, skapywał mocz albo piwo, które się zmarnowało, gdyż nerki nie zdążyły go przefiltrować.
Pomyślałem sobie, że biedaczysko nie spotkał nikogo, kto w porę mógłby mu poradzić, gdzie ma się załatwić i sam rozwiązał swój problem, sikając w spodnie.

Wiesław Hop

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz