niedziela, 21 grudnia 2014

Powieść "Wbrew woli"

Dzisiaj, gdy moje Dziewczyny ubierały choinkę,przypomniałem sobie dawne lata,gdy i ja byłem młody i piękny. Może dlatego pomyślałem sobie o bohaterach mojej ostatniej powieści "Wbrew woli". Oni także, tak jak i my, maja swoje wzloty i upadki, a ich światem rządzi nie tylko miłość... Tak to już bywa, że czasami my - czytelnicy w przygodach bohaterów literackich, odnajdujemy swoje własne życie. Pewna Pani, nawiasem mówiąc wytrawna czytelniczka, któregoś letniego wstąpiła do mnie na podwórko, gdzie robiłem stół ogrodowy, aby zamienić ze mną kilka zdań.

 - Przeczytałam pańską powieść "Wbrew woli". Muszę przyznać bardzo mi się podobała. Jest tak jak w prawdziwym życiu... - walnęła prosto z mostu. - Bo ja zawsze mówię to, co myślę. Gdyby wyło inaczej,też bym powiedziała. A tego parszywego Nygusa miałam ochotę zabić! To chyba najpiękniejsza - chociaż może nie do końca zasłużona - recenzja, jakiej mogłem się spodziewać. A oto zdjęcie mojej powieści i kilka fragmentów tekstu:
Rozdział 1
 Są takie piękne i niepowtarzalne dni, w których wszystko wydaje się dobre, jasne i proste. Człowiek budzi się rano, trzeźwo spojrzy na świat i nagle doznaje olśnienia: Dochodzi do wniosku, że mimo wielu głupstw, które narobił – kłótni o błahostki, nieporozumień małżeńskich i zdrad, ma wspaniałe życie. Postanawia, więc, zmienić swoje postępowanie i naprawić to, co lekkomyślnie zepsuł. W takich niesamowitych chwilach każdy wraca do - ukrytej na co dzień, pod ciężkimi pokładami gruboskórnego zobojętnienia - istoty swojego człowieczeństwa. Swojej miłości do najbliższych, do świata w którym żyje. Do swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; do najgłębszych zasobów ludzkiej dobroci. Dobroci, która równoważy nagromadzone w nim zło i pozwala mu żyć i kochać; i z nadzieją patrzeć, w rozpościerającą się ponad nim, błękitną dal. W takim dniu Grzegorz Kosiński - za sprawą pewnego dupka, drobnego szantażysty, który nigdy nie liczył się z ludzkimi uczuciami, bo jego serce było małe, jak główka od szpilki – doznał największego życiowego szoku. W tym dniu spełniła się także feralna przepowiednia, wypowiedziana przed laty przez pewnego wiejskiego jasnowidza, o której już dawno zdążył zapomnieć. Wyrzucił ją z pamięci, bo nigdy nie wierzył w tego typu bzdury. Nie potrafił sobie wyobrazić, że ten stary, pomarszczony, wyglądem przypominający siwobrodego capa, maleńki człowiek, w rozłożonych na stole niemiłosiernie sfatygowanych kartach do tarota, zobaczył jego przyszłość. Pozostawało to stanowczo poza zasięgiem jego racjonalnie ukształtowanego rozumu.

 Rozdział 6 Prywatny detektyw Stanisław Nygus już dobrą godzinę siedział w restauracji „Czarny kot” i mizdrzył się do długonogiej panienki, Julity z pokaźnym, wystawionym niemal w całości na widok publiczny, mającym spełniać rolę wabika, pierwszorzędnym biustem. Uważał się za prywatnego detektywa, bo posmarował kogo trzeba i udało mu się załatwić licencję, ale w rzeczywistości był tylko, wyposażoną w urzędowy papier, wyjątkową kanalią. Najgorszym typem złamanego kutasa, zdolnym, za parę groszy, wskoczyć do każdego szamba; drobnym szantażystą, utrzymującym się głównie ze spraw rozwodowych i naciągania powszechnie szanowanych, statecznych i równie niewiernych par. Ludzi, którym znudziło się małżeńskie łoże i szara codzienność, i musieli urozmaicić swoje życie odrobiną pikanterii, jaka dają, zakazane kontraktem małżeńskim, związki z różnymi partnerami i spontaniczny seks poza domem.

Internat posiadał własny radiowęzeł, którego głośniki znajdowały się we wszystkich salach mieszkalnych. Wykorzystywano go do podawania, ważnych dla administracji szkolnej, komunikatów i puszczania muzyki w czasie wolnym od nauki. Obsługiwał go, mający smykałkę do elektroniki, chłopak o imieniu Marek. Codziennie, na pól godziny przed ciszą nocną , Marek prowadził koncert życzeń. Każdy lokator internatu mógł w nim za darmo zadedykować swojej sympatii ulubioną piosenkę. A tuż po dwudziestej drugiej, gdy zapadała cisza nocna, gaszono światła i młodzież leżała już w łóżkach, Marek puszczał dla ogółu przebój ostatnich wakacji: - A teraz dla wszystkich leżących już w łóżkach z gołymi nogami..., napalonych dziewczyn, od chłopców z sali nr 4 – mówił przyciszonym, nieco tajemniczym głosem przyszłego uwodziciela – z dedykacją miłych, erotycznych snów, przebój ostatniego lata: „Zejdź ze mnie, bo mi duszno.” Po tych słowach w głośnikach na pół minuty zapadała niepokojąca cisza, a później do wszystkich pokoi, wzbudzając dreszcz podniecenia, wdzierał się ochrypły, zmęczony miłością głos tajemniczej piosenkarki:
 „Zejdź ze mnie, bo mi duszno, tak gorąco mi jest.
 Całą noc mnie kochałeś, wymęczyłeś mnie fest.
Siedem razy to mało... Dam ci przez całą noc.
Ale teraz nie mogę, bo straciłam swą moc.

 A on podniósł się łagodnie i naciągnął spodnie.
 Ona leżała rozmarzona i cichutko szeptała my tak:

 Zejdź ze mnie, bo mi duszno...”

3 komentarze:

  1. Już teraz wierzę, że "Wbrew woli" podoba się kobietom ... "Wbrew woli” a może jednak „Oprzytomnienie”, „Przebudzenie” lub „Wierność’ … Niby banalna historia … kobieca … a jednak … A jednak zmusza do przemyśleń, weryfikacji spojrzenia na minione lata we własnym związku. „Dzięki temu doszła do wniosku, że jej dotychczasowe życie nie było wcale złe. A wręcz przeciwnie – chwilami bardzo udane, pełne uroku, romantyzmu i piękna; chociaż, w ostatnich latach, wkradła się w nie, przytłaczająca wszystko, cholerna rutyna i nuda. Ale, czy w ogóle w życiu człowieka jest coś takiego, co mu się nie znudzi, jeżeli trwa to dostatecznie długo?” Nasuwa się tylko pytanie, dlaczego dopiero tragedia otwiera oczy? Dlaczego perspektywa straty pozwala docenić wartość dotychczasowego życia? Jaki błąd natury każe nam szukać nowych wrażeń i uczuć zamiast pielęgnować to co jest obok nas? Dylematy moralne, decyzje, szantaż, miłość, flirt – a wszystko podane w świetnej formie, ubarwione zgrabną erotyczną nutą… Książka spodoba się nie tylko kobietom, mężczyźni znajdą też coś dla siebie – na pewno morał, żeby pielęgnowali uczucia, dbali o swoje kobiety i nie pozwolili szarej codzienności, jak tej trzeciej, zniszczyć tego co przecież w życiu najważniejsze… Bardzo dobra literatura. Myślę też, że super materiał na film. Gratuluję! Stan duszy po przeczytaniu książki, najlepiej opisze cytat z niej samej: „W takich niesamowitych chwilach każdy wraca do - ukrytej na co dzień, pod ciężkimi pokładami gruboskórnego zobojętnienia - istoty swojego człowieczeństwa. Swojej miłości do najbliższych, do świata w którym żyje. Do swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; do najgłębszych zasobów ludzkiej dobroci. Dobroci, która równoważy nagromadzone w nim zło i pozwala mu żyć i kochać; i z nadzieją patrzeć, w rozpościerającą się ponad nim, błękitną dal.”

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję.Miło przeczytać taki komentarz.

    OdpowiedzUsuń