sobota, 27 stycznia 2024

 

Fragment powieści „O północy w Bieszczadach”

 

Wojciech Paliwoda był kutym na cztery nogi szczwanym lisem. Prąc do przodu, nigdy nie zapominał o swoich tyłach, aby w razie czego mieć zabezpieczoną drogę odwrotu. Doskonale nadawał się na stratega, i gdyby został wojskowym, w sprzyjających okolicznościach czasowych, mógłby zrobić wspaniałą karierę. Ale jako sekretarz partii, sprawdzał się także bez zarzutu. Idealnie wpasował się w skomplikowaną, socjalistyczną rzeczywistość i od lat pływał w niej jak ryba w wodzie.

Cokolwiek by się nie wydarzyło, on zawsze musiał być na wierzchu – taką miał życiową dewizę – dlatego, ze spokojnym sumieniem, palił Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.


 - Bo przecież, czyż to nie sam Pan Jezus powiedział: Oddajcie cesarzowi to, co cesarskie, a Bogu to, co boskie! albo odwrotnie – odcinał się, gdy ktoś z bliskich znajomych próbował mu zarzucać dwulicowość. – I czyż nie tak samo postępują hierarchowie kościelni i księża. Oficjalnie, na kazaniach, krytykują socjalistyczną rzeczywistość, ale z drugiej strony, układają się, a nawet współpracują z władzą.

Mając takie przekonania, bez problemu, godził ze sobą wodę i ogień: materialistyczny – jak powiadali bardziej wykształceni od niego towarzysze – światopogląd, wedle którego Bóg nie istnieje, jest tylko wytworem ludzkiej wyobraźni, ludzkiej tęsknoty za czymś doskonałym, z praktykami religijnymi. Chociaż, rzecz jasna, starał się tym nie afiszować.

Była ostatnia niedziela maja, ale w powietrzu, przesiąkniętym słodkim zapachem kwiatów, unosił się już żar zbliżającego się lata. W zbożach, po obu stronach biegnącej wzdłuż Sanu drogi, rosły piękne, czerwone maki. Paliwoda, wraz z żoną Marysią, dużym fiatem wracał z kościoła, z odpustowej sumy, z oddalonej o dwadzieścia kilometrów, sąsiedniej Babicy. Tam praktycznie nikt go nie znał, więc mógł zachować anonimowość.

Jeszcze kilka lat temu - dwa, góra trzy razy do roku – chodził do kościoła w Porąbce, a na plebani, u proboszcza Koguta, którego znał od dawna, był częstym gościem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz