niedziela, 4 sierpnia 2019


Felieton "Wilki", który zamieszczam niżej, był publikowany w lipcowym numerze miesięcznika "Brać Łowiecka". Myślę, że warto go przeczytać, bo porusza problemy związane z tematem: "Człowiek i środowisko naturalne", który interesuje nas wszystkich. Zapraszam do lektury. 

Wilki

Na skutek gwałtownego wzrostu populacji wilka, wielu ludzi w całej Polsce, a szczególnie tutaj, w rejonie Pogórza Przemyskiego i Bieszczadów, zadaje sobie dzisiaj pytania: Jak to jest tak naprawdę z tymi wilkami? Czy są to jedynie pożyteczne drapieżniki, stanowiące integralny i
niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania element środowiska naturalnego, w którym żyją? Czy mogą także stać się problemem - szkodnikiem i stanowić realne zagrożenie dla świata zwierząt, dzikich i hodowlanych, a nawet dla samego człowieka?
Jak zdążyłem się zorientować, w społeczeństwie funkcjonuje, co najmniej, trzy podpowiedzi na te pytania:
Pierwsza z nich – lansowana przez tak zwanych ekologów z dużych miast i wielu wpływowych celebrytów – politycznie poprawna, utrzymuje, że wilk jest, pod każdym względem, pożytecznym zwierzęciem, nie zagraża i nigdy nie będzie zagrażał człowiekowi i jego interesom, gdyż z natury trzyma się z dala od ludzi i ich siedzib. A dla środowiska naturalnego jego działalność, polegająca na eliminacji osobników słabszych i chorych, ma wręcz zbawienne działanie. Ludzie ci stoją na stanowisku, że populacja wilka, w zależności od zasobów bazy pokarmowej środowiska, sama reguluje swoją liczebność, a co za tym idzie, nadal należy chronić wilka przed polowaniami.
Druga odpowiedź – szczególnie popularna wśród leśników, myśliwych, rolników hodujących zwierzęta i mieszkańców wsi i miasteczek w rejonach opanowanych przez wilki, ale także znających sytuację przyrodników i ludzi nauki – mówi, że co prawda wilk w środowisku, w którym żyje jest pożytecznym drapieżnikiem, jednak zbyt duży przyrost jego populacji może doprowadzić do tego, że stanie się on poważnym problemem - zagrożeniem nie tylko dla świata zwierząt dzikich, szczególnie dla zwierzyny płowej, ale także dla gospodarki hodowlanej człowieka i bezpieczeństwa samych ludzi. Z powyższych względów, ponieważ nie posiada on w środowisku naturalnych wrogów ograniczających jego nadmierny przyrost, należy przywrócić jego odstrzał.
I jest jeszcze trzecie stanowisko, bardziej radykalne, ale chyba także najmniej popularne w społeczeństwie, które mówi, że wilkowi nie należy się żadna ochrona, więc powinno się radykalnie, metodą polowań, ograniczyć jego liczebność.
Nie mam zamiaru udowadniać tutaj, które z tych trzech stanowisk jest najwłaściwsze. Powiem tylko, że – ponieważ jestem zwolennikiem, wymyślonego już w starożytności przez słynnego filozofa, Arystotelesa, tak zwanego złotego środka, mówiąc prościej umiaru – uważam, że gdy odrzucimy dwa skrajne stanowiska, pozostanie to trzecie, pozbawione populizmu, oparte na wiedzy i doświadczeniu, powiedziałbym także zdroworozsądkowe, którego zwolennicy uważają, że populację wilka należy utrzymywać na odpowiednim poziomie, gdyż niekontrolowany przyrost tego drapieżnika spowoduje, że stanie się on poważnym problemem, nawet dla bezpieczeństwa ludzi. Z tego względu, uważam, że najwyższy już czas, szczególnie tutaj w Bieszczadach i na Podkarpaciu, przywrócić polowania na wilka, żeby ograniczyć zbyt gwałtowny przyrost jego liczebności.
Nie da się przecież już ukryć faktu, że w przemyskich i bieszczadzkich lasach, na skutek gwałtownego zmniejszenia się stanu zwierzyny płowej, wilkom zaczyna brakować pożywienia. Dlatego coraz częściej łączą się w wielkie watahy i atakują zwierzęta hodowlane, a nawet psy podwórkowe.
W mojej okolicy dochodzi już do tego, że łatwiej jest pod lasem zobaczyć wilka niż sarnę, czy jelenia. Pojedyncze osobniki „samotnych wilków”, poszukiwaniu żeru, zapuszczają się nawet do samych wsi, w pobliże siedzib ludzkich. W tej sytuacji trudno się dziwić, że wilki znowu zaczynają budzić strach. Ludzie szczególnie obawiają się o bezpieczeństwo swoich dzieci. W tej sytuacji tylko patrzeć, kiedy wilk znowu zaatakuje człowieka.
Bo to, że wilki raczej unikają towarzystwa ludzi jest prawdą, ale głód, jeżeli tak można powiedzieć, zmienia ich obyczaje. Nie bez powodu przecież w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku państwo wypłacało grube pieniądze za każdego upolowanego wilka.
Znam wiele opowieści z tamtego okresu, gdy wilki atakowały ludzi. Jedną z nich opowiedział mi mój ojciec Józef.
Ojciec na co dzień pracował w lesie, w Leśnictwie Brzuska, był drwalem i raczej nie należał do ludzi strachliwych. W pewno niedzielne, czerwcowe popołudnie wybrał się w odwiedziny do swojego kuzyna, Edwarda, który mieszkał nad rzeką Stupnicą po przeciwnej stronie góry Oblasek. Wilki otoczyły go i zaatakowały na szczycie góry, na środku własnego pola, gdy pod wieczór wracał do domu. Na szczęście w pobliżu znajdowała się duża, złożona na mocnej i wysokiej podstawie z sosnowego chojara, sterta siana. Udało mu się do niej dobiec i wdrapać się na sam szczyt. Rozczarowane wilki długo nie dawały za wygraną. Biegały dookoła sterty i skakały na nią, usiłując uchwycić zębami swoją niedoszłą ofiarę za nogi i ściągnąć na ziemię.
To tylko jedna ze znanych mi prawdziwych opowieści o drapieżnych wilkach. Za tym, że sytuacja może się powtórzyć, a wilki znowu staną się niebezpieczne dla człowieka, przemawia to, że coraz częściej pojawiają się w pobliżu i na terenach ludzkich siedzib.
Na terenie gminy Bircza na wilka można się natknąć już nie tylko w lesie, nie tylko na skraju lasu, ale coraz częściej także na własnym podwórku, w środku wsi, a to nie wróży dobrze.
Ludzie opowiadają o samotnym dużym wilku, który ostatnio „zadomowił się” w miejscowości Brzuska, w pobliżu tartaku. Żeby nie być gołosłownym, powiem, że ja sam, jakiś miesiąc temu, w czasie przedwieczornego spaceru dookoła Birczy, natknąłem się na dwa wilki w rejonie Kamiennej Górki. Wyszedłem zza zakrętu, a one stały na drodze w odległości około stu metrów ode mnie. Patrzyły na mnie, nie wykazując żadnej bojaźni przed człowiekiem. Przyjrzałem im się dokładnie. Wyglądały majestatycznie i groźnie; poczułem przypływ adrenaliny i zawróciłem ponieważ nie miałem nic, czym mógłbym je odstraszyć. Na szczęście nie ruszyły za mną.
A mojego kolegę, leśnika i myśliwego mieszkającego w środku Birczy, niedawno wilk „odwiedził” w biały dzień. Samotne wilczysko weszło na posesję w poszukiwaniu jedzenia, najprawdopodobniej z zamiarem porwania przebywającego na podwórku psa. Na szczęście gospodarz w porę go zauważył. Psa uratował, a wilk uciekł wzdłuż rzeki Stupnica, w kierunku lasu.
Przy tej okazji, nasuwa się pytanie: Co by to było, gdyby na podwórku zamiast psa bawiło się małe dziecko? Czy wilk także usiłowałby je porwać?
Powyższe przykłady świadczą o tym, że wilkom w lesie zaczyna robić się za ciasno... W takiej sytuacji znowu łatwo mogą zmienić się z pożytecznych drapieżników w groźne bestie.

Wiesław Hop

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz