Felieton "Wilki", który zamieszczam niżej, był publikowany w lipcowym numerze miesięcznika "Brać Łowiecka". Myślę, że warto go przeczytać, bo porusza problemy związane z tematem: "Człowiek i środowisko naturalne", który interesuje nas wszystkich. Zapraszam do lektury.
Wilki
Na
skutek gwałtownego wzrostu populacji wilka, wielu ludzi w całej
Polsce, a szczególnie tutaj, w rejonie Pogórza Przemyskiego i
Bieszczadów, zadaje sobie dzisiaj pytania: Jak to jest tak naprawdę
z tymi wilkami? Czy są to jedynie pożyteczne drapieżniki,
stanowiące integralny i
niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania
element środowiska naturalnego, w którym żyją? Czy mogą także
stać się problemem - szkodnikiem i stanowić realne zagrożenie dla
świata zwierząt, dzikich i hodowlanych, a nawet dla samego
człowieka?
Jak zdążyłem się zorientować, w społeczeństwie funkcjonuje, co
najmniej, trzy podpowiedzi na te pytania:
Pierwsza z nich – lansowana przez tak zwanych ekologów z dużych
miast i wielu wpływowych celebrytów – politycznie poprawna,
utrzymuje, że wilk jest, pod każdym względem, pożytecznym
zwierzęciem, nie zagraża i nigdy nie będzie zagrażał człowiekowi
i jego interesom, gdyż z natury trzyma się z dala od ludzi i ich
siedzib. A dla środowiska naturalnego jego działalność,
polegająca na eliminacji osobników słabszych i chorych, ma wręcz
zbawienne działanie. Ludzie ci stoją na stanowisku, że populacja
wilka, w zależności od zasobów bazy pokarmowej środowiska, sama
reguluje swoją liczebność, a co za tym idzie, nadal należy
chronić wilka przed polowaniami.
Druga odpowiedź – szczególnie popularna wśród leśników,
myśliwych, rolników hodujących zwierzęta i mieszkańców wsi i
miasteczek w rejonach opanowanych przez wilki, ale także znających
sytuację przyrodników i ludzi nauki – mówi, że co prawda wilk w
środowisku, w którym żyje jest pożytecznym drapieżnikiem, jednak
zbyt duży przyrost jego populacji może doprowadzić do tego, że
stanie się on poważnym problemem - zagrożeniem nie tylko dla
świata zwierząt dzikich, szczególnie dla zwierzyny płowej, ale
także dla gospodarki hodowlanej człowieka i bezpieczeństwa samych
ludzi. Z powyższych względów, ponieważ nie posiada on w
środowisku naturalnych wrogów ograniczających jego nadmierny
przyrost, należy przywrócić jego odstrzał.
I jest jeszcze trzecie stanowisko, bardziej radykalne, ale chyba
także najmniej popularne w społeczeństwie, które mówi, że
wilkowi nie należy się żadna ochrona, więc powinno się
radykalnie, metodą polowań, ograniczyć jego liczebność.
Nie mam zamiaru udowadniać tutaj, które z tych trzech stanowisk
jest najwłaściwsze. Powiem tylko, że – ponieważ jestem
zwolennikiem, wymyślonego już w starożytności przez słynnego
filozofa, Arystotelesa, tak zwanego złotego środka, mówiąc
prościej umiaru – uważam, że gdy odrzucimy dwa skrajne
stanowiska, pozostanie to trzecie, pozbawione populizmu, oparte na
wiedzy i doświadczeniu, powiedziałbym także zdroworozsądkowe,
którego zwolennicy uważają, że populację wilka należy
utrzymywać na odpowiednim poziomie, gdyż niekontrolowany przyrost
tego drapieżnika spowoduje, że stanie się on poważnym problemem,
nawet dla bezpieczeństwa ludzi. Z tego względu, uważam, że
najwyższy już czas, szczególnie tutaj w Bieszczadach i na
Podkarpaciu, przywrócić polowania na wilka, żeby ograniczyć zbyt
gwałtowny przyrost jego liczebności.
Nie da się przecież już ukryć faktu, że w przemyskich i
bieszczadzkich lasach, na skutek gwałtownego zmniejszenia się stanu
zwierzyny płowej, wilkom zaczyna brakować pożywienia. Dlatego
coraz częściej łączą się w wielkie watahy i atakują zwierzęta
hodowlane, a nawet psy podwórkowe.
W mojej okolicy dochodzi już do tego, że łatwiej jest pod lasem
zobaczyć wilka niż sarnę, czy jelenia. Pojedyncze osobniki
„samotnych wilków”, poszukiwaniu żeru, zapuszczają się nawet
do samych wsi, w pobliże siedzib ludzkich. W tej sytuacji trudno się
dziwić, że wilki znowu zaczynają budzić strach. Ludzie
szczególnie obawiają się o bezpieczeństwo swoich dzieci. W tej
sytuacji tylko patrzeć, kiedy wilk znowu zaatakuje człowieka.
Bo to, że wilki raczej unikają towarzystwa ludzi jest prawdą, ale
głód, jeżeli tak można powiedzieć, zmienia ich obyczaje. Nie bez
powodu przecież w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych
ubiegłego wieku państwo wypłacało grube pieniądze za każdego
upolowanego wilka.
Znam wiele opowieści z tamtego okresu, gdy wilki atakowały ludzi.
Jedną z nich opowiedział mi mój ojciec Józef.
Ojciec na co dzień pracował w lesie, w Leśnictwie Brzuska, był
drwalem i raczej nie należał do ludzi strachliwych. W pewno
niedzielne, czerwcowe popołudnie wybrał się w odwiedziny do
swojego kuzyna, Edwarda, który mieszkał nad rzeką Stupnicą po
przeciwnej stronie góry Oblasek. Wilki otoczyły go i zaatakowały
na szczycie góry, na środku własnego pola, gdy pod wieczór wracał
do domu. Na szczęście w pobliżu znajdowała się duża, złożona
na mocnej i wysokiej podstawie z sosnowego chojara, sterta siana.
Udało mu się do niej dobiec i wdrapać się na sam szczyt.
Rozczarowane wilki długo nie dawały za wygraną. Biegały dookoła
sterty i skakały na nią, usiłując uchwycić zębami swoją
niedoszłą ofiarę za nogi i ściągnąć na ziemię.
To tylko jedna ze znanych mi prawdziwych opowieści o drapieżnych
wilkach. Za tym, że sytuacja może się powtórzyć, a wilki znowu
staną się niebezpieczne dla człowieka, przemawia to, że coraz
częściej pojawiają się w pobliżu i na terenach ludzkich siedzib.
Na terenie gminy Bircza na wilka można się natknąć już nie tylko
w lesie, nie tylko na skraju lasu, ale coraz częściej także na
własnym podwórku, w środku wsi, a to nie wróży dobrze.
Ludzie opowiadają o samotnym dużym wilku, który ostatnio
„zadomowił się” w miejscowości Brzuska, w pobliżu tartaku.
Żeby nie być gołosłownym, powiem, że ja sam, jakiś miesiąc
temu, w czasie przedwieczornego spaceru dookoła Birczy, natknąłem
się na dwa wilki w rejonie Kamiennej Górki. Wyszedłem zza zakrętu,
a one stały na drodze w odległości około stu metrów ode mnie.
Patrzyły na mnie, nie wykazując żadnej bojaźni przed człowiekiem.
Przyjrzałem im się dokładnie. Wyglądały majestatycznie i
groźnie; poczułem przypływ adrenaliny i zawróciłem ponieważ nie
miałem nic, czym mógłbym je odstraszyć. Na szczęście nie
ruszyły za mną.
A mojego kolegę, leśnika i myśliwego mieszkającego w środku
Birczy, niedawno wilk „odwiedził” w biały dzień. Samotne
wilczysko weszło na posesję w poszukiwaniu jedzenia,
najprawdopodobniej z zamiarem porwania przebywającego na podwórku
psa. Na szczęście gospodarz w porę go zauważył. Psa uratował, a
wilk uciekł wzdłuż rzeki Stupnica, w kierunku lasu.
Przy tej okazji, nasuwa się pytanie: Co by to było, gdyby na
podwórku zamiast psa bawiło się małe dziecko? Czy wilk także
usiłowałby je porwać?
Powyższe przykłady świadczą o tym, że wilkom w lesie zaczyna
robić się za ciasno... W takiej sytuacji znowu łatwo mogą zmienić
się z pożytecznych drapieżników w groźne bestie.
Wiesław Hop
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz