Chrońmy przyrodę, ale mądrze!
Kiedyś w telewizji widziałem taką scenę, w której znana
celebrytka, kreująca się na miłośniczkę przyrody i obrończynię
zwierząt, publicznie i bardzo brutalnie – zdaje się, że jako
oręża używając własnej torebki – zaatakowała mężczyznę,
który, jej zdaniem, nie dość dobrze potraktował swojego psa. Nie
twierdzę, że zupełnie nie miała racji, ale jej zachowanie
przypomniało mi pewnego kłusownika, który w domu nie zabił kury
na obiad, bo twierdził, że mdleje na widok krwi, ale w lesie, bez
mrugnięcia okiem, potrafił zaszlachtować dzika i krew mu wcale nie
przeszkadzała.
Gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym, że podobną
mentalnością kierują się niektórzy, bo chyba nie wszyscy,
ekolodzy i związani z nimi naukowcy, którzy użalając się nad
losem motyli, ptaków i roślin zupełnie nie przejmują się ludźmi.
Ale zapomnijmy na chwilę o ekologach i ich przeciwnikach (o tych
wszystkich leśnikach, myśliwych, drwalach, robotnikach sezonowych,
pracownikach tartaków i firm przewozowych, o rolnikach palących w
swoich piecach ekologicznym drewnem, o ich żonach i dzieciach, i
wreszcie przedstawicielach lokalnej władzy) stojących po drugiej
stronie barykady w walce o utworzenie Turnickiego Parku Narodowego.
Zajmijmy się samą przyrodą – samą naturą.
Nie trzeba mieć tytułu profesora, aby wiedzieć, że tereny na
których miałby powstać park nie są pierwotną puszczą, gdzie
wszystko ukształtowało się i trwa w sposób naturalny, tylko
lasami gospodarczymi, które wymagają mądrych decyzji i ludzkiej
ręki. Są jak żyzna ziemia w gospodarstwie rolnym, która rodzi
chleb i daje utrzymanie, ale trzeba o nią dbać i pielęgnować ją
każdego roku, bo pozostawiona odłogiem szybko zarośnie chwastami,
wyjałowieje i utraci swoje dotychczasowe walory.
Od wielu lat leśnicy i miejscowa społeczność, która żyje z
lasów – w myśl zasady, że nie podcina się gałęzi, na której
się siedzi – prowadzi w nich dobrze przemyślaną i sprawdzoną
gospodarkę. Dba o ich kondycję i różnorodność gatunkową roślin
i zwierząt i dzięki temu las ten znajdują się w tak dobrej
formie. W takich lasach, poza wyznaczonymi i ściśle chronionymi
rezerwatami przyrody (tylko w Nadleśnictwie Bircza jest ich osiem i
zajmują obszar o powierzchni około 1,5 tyś. hektarów), prowadzi
się normalną gospodarkę leśną i łowiecką. Dorastające do
pożądanego wieku drzewa są wycinane, dostarczając cennego surowca
i dochodów, a na ich miejscu sadzi się nowe. Leśnicy dbają także,
aby w drzewostanach stale pozostawała pożądana ilość starych
drzew, które nigdy nie będą przeznaczone do wyrębu.
Gdyby całkowicie zaniechać wycinki, tak jak życzą sobie tego
ekolodzy, drzewa, które osiągną pewien wiek zaczną masowo
usychać, a w nich będą, ponad miarę, rozmnażać się szkodniki,
w tym szczególnie groźny kornik drukarz. Z czasem nie wystarczą im
już drzewa stare i obumierające, więc masowo zaczną atakować
młode i zdrowe drzewa. W konsekwencji – przykładem niech będzie
Puszcza Białowieska i jej dzisiejsze problemy ze szkodnikami –
doprowadzi to do katastrofy ekologicznej, która zniszczy las.
Oczywiście, można pozostawić taki las samemu sobie, obserwować i
czekać, aż natura sama – po wielu latach, gdy szkodniki zeżrą
już wszystko i z baraku pożywienia zmniejszy się ich populacja –
zacznie się odradzać. Ale jaka i dla kogo będzie z tego korzyść?
Wiadomo jest również, że bierna ochrona przyrody, jaką stosuje
się w parkach narodowych, na skutek niekorzystnych zmian
środowiskowych, doprowadza także do znacznego zmniejszenia się
ilości gatunków drzew, roślin, a nawet zwierząt, Bo podczas, gdy
jedne mają się coraz lepiej, inne są wypierane i giną.
W lasach gospodarczych leśnicy, z korzyścią dla ludzi i gospodarki
narodowej, skracają proces naturalnej sukcesji, wycinając drzewa,
które osiągają pożądany wiek. Ekolodzy natomiast dożą do tego,
aby w parkach narodowych proces ten odbywał się całkowicie w
sposób naturalny. Ale natura nie korzysta z rad ekologów i
sprzyjających im naukowców. Sama wie najlepiej czego jej potrzeba.
Wiemy przecież, że w lasach pozbawionych ingerencji człowieka, co
jakiś czas, wybuchają pożary i trawią wielkie połacie starych
drzewostanów po to, aby na ich miejscu mogły wyrosnąć nowe.
Myślę, że dzieje się tak nie bez przyczyny. Że są to naturalne
i konieczne procesy odmładzające. Ale czyż nie lepiej, gdy te
zabiegi – zamiast szkodniki, ogień i czas – będą nadal
wykonywać, znający się na rzeczy, leśnicy...
Patrząc z tego punktu widzenia, tworzenie Turnickiego Parku
Narodowego na terenie gospodarczych lasów Nadleśnictwa Bircza jest
nieuzasadnione i bezcelowe, gdyż nie przyniesie pozytywnych skutków
zarówno dla przyrody, jak i dla ludzi. No, może za wyjątkiem tych
kilku, może kilkunastu, inspirowanych z Brukseli, ekologów i
naukowców, którzy utworzą tu dla siebie swoiste Eldorado, albo coś
w rodzaju indiańskiego rezerwatu. Kilka razy w roku, spragnieni
wrażeń i kontaktu z prawdziwie dziką przyrodą, przyjadą do nas z
Warszawy lub innych wielkich miast, i w kapeluszach na głowach, syci
i zadowoleni z życia, oczywiście nie za darmo, będą sobie
spacerować, przeprowadzać badania, robić zdjęcia i łapać
motyle...
Ale gdzie w tych planach mieścimy się my – mieszkańcy tej ziemi?
Cóż my? Według ekologów, mamy siedzieć cicho i zgadzać się na
wszystko, co oni sobie wymyślą. Chyba dobitnie świadczy o tym nowy
projekt ustawy o tworzeniu parków narodowych (mam nadzieję, że nie
uda im się go przeforsować), który odbiera władzom lokalnym, na
terenie których mają być tworzone, decydujący głos w tej
sprawie. Decyzje podejmowane byłyby odgórnie, a władze lokalne
mogłyby tylko wyrazić swoją opinię, z którą nikt nie musiałby
się liczyć.
Jeszcze nie tak dawno doradcy z Unii Europejskiej mówili nam, że
musimy wysprzedać swoje banki, zakłady przemysłowe, cukrownie...,
bo bez zachodniego kapitału nie wytrzymają konkurencji... Skutek
jest taki, że obecnie wypracowane przez te instytucje dochody,
przeważnie bez podatku, zamiast wspierać nasz budżet są
wyprowadzane na zewnątrz. Teraz natomiast próbuje się nas
przekonać, że coraz to nowe parki narodowe - jakbyśmy nie mieli
pilniejszych potrzeb i problemów, i wszyscy pławili się w
bogactwie - są tym czego nam do szczęścia najbardziej potrzeba.
Musimy uważać, kierować się rozsądkiem, który ma swoje źródła
w tradycji, wiedzy i doświadczeniu, a nie propagandą i polityczną
poprawnością, żeby za jakiś czas nie okazało się, że i lasy
przestały być opłacalną gałęzią gospodarki i trzeba do nich
dopłacać.
Wiesław Hop
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz