niedziela, 15 maja 2016

Maj, to taki gorący okres, w którym mam niewiele czasu na własne przyjemności. Ale dzisiaj, w Zielone Świątki - gdy trawy są już pokoszone, ogród wypielęgnowany, dom umajony i wszelkie inne prace wykonane - mogę sobie pozwolić na chwilę relaksu...
Bajka "Karolinka, piesek i kotek", to pierwsza z siedmiu moich edukacyjnych bajeczek, które napisałem specjalnie dla mojej córeczki Karolinki. Bardzo jej się podobają. Wysłałem je nawet do znanego wydawcy bajek, skąd otrzymałem taką oto odpowiedź: "'... Bajki są dobre, Zapisujemy sobie Pana dane kontaktowe, na wypadek, gdybyśmy poszukiwali nowych autorów. Jednak w obecnym czasie mamy podpisanych tyle umów wydawniczych z polskimi autorami, że nie możemy zawierać dodatkowych..."
Może komuś moja bajeczka się spodoba i zechce przeczytać ją swoim dzieciom albo wnukom.

Karolinka, piesek i kotek


W pewnym maleńkim, ale bardzo pięknym domku, na przedmieściu prastarego miasta, znanego na całym świecie z górującego nad okolicą, tajemniczego królewskiego zamku, otoczonego ze wszystkich stron kamiennym murem obronnym, mieszkała urocza, dobra i wesoła dziewczynka o imieniu Karolinka, którą wszyscy bardzo lubili.
Pewnego razu, gdy wraz z rodzicami była w odwiedzinach u swojej ciotki Grażyny, mieszkającej na wsi siostry taty, i wraz z jej dorastającymi już córkami oglądała gospodarstwo, zauważyła, że po podwórku baraszkuje cztery małe szczeniaczki. Pieski bardzo jej się spodobały i zapragnęła mieć jednego z nich. Gdy się ciotka o tym dowiedziała, chętnie podarowała jej najpiękniejszego, bo szukała już dla nich dobrych domów.
- To jest Czarnulek. Oprócz krawata pod szyją i białych nóżek, jest ciemny jak smoła. Ale możesz mu dać inne imię, bo do tego jeszcze się nie przyzwyczaił – powiedziała ciotka, zadowolona, że jej piesek trafił do Karolinki, bo wiedziała, że nie mogła znaleźć dla niego lepszego miejsca. – Musisz o niego dbać, karmić go, bawić się z nim i wyprowadzać na spacery, a wtedy on polubi cię i zostanie twoim wiernym przyjacielem na całe życie.
- Dziękuję ciociu! Będę o tym zawsze pamiętała! U nas nie będzie mu źle!

Karolinka zabrała pieska do domu. Nazwała imieniem Pinki i zaprzyjaźniła się z nim. Dbała o niego i karmiła go. Pilnowała, aby zawsze miał w miseczce karmę i świeżą wodę do picia, a nawet dzieliła się z nim najsmaczniejszymi kąskami z własnego obiadu. Codziennie się z nim bawiła w domu i na podwórku, i wraz z tatą i mamą wyprowadzała go na długie spacery przepięknymi ścieżkami dookoła zamku i wzdłuż, przepływającej nieopodal przez środek miasta, obrośniętej szuwarami i łozą rzeczki, w której mieszkały ryby - piękne, zwinne piegowate pstrągi i wąsate sumy, a nawet chodzące do tyłu, czerwone raki z ostrymi szczypcami zamiast rąk.
Oboje, pod opieką rodziców Karolinki, poznawali otaczający ich świat przyrody. Obserwowali rozgadane przepiórki, pracowicie ostukujące stare drzewa duże zielone dzięcioły z czerwonymi czapkami na głowach, puszyste jak kulki z waty stada kuropatw, kolorowe przystojne bażanty i ich skromne żony, szare zające, a nawet pasące się nad wodą, przystojne, długonogie, płochliwe sarenki. Nic więc dziwnego, że szybko zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że nie chcieli się ze sobą rozstawać. Nawet noce piesek spędzał w pokoju Karolinki, sypiając na legowisku, w wiklinowym koszyku, stojącym obok łóżka dziewczynki, który mama, specjalnie dla niego, kupiła w sklepie zoologicznym.
Mając tak dobrą opiekę, Pinki szybko rósł i dojrzewał. Wkrótce stał się bardzo pięknym, niezwykłym, chociaż niezbyt dużym psem. Po matce, która była rasowym, medalowym pekińczykiem, odziedziczył wesołe, duże, okrągłe i nieco wyłupiaste, brązowe oczy i długie, czarne futerko z pięknymi białymi plamami na piersiach, zakręconym do góry, wiecznie merdającym ogonie oraz tylnych łapkach. Po ojcu – podwórkowym burku pilnującym zagrody (podobno takie psy, strzegące domowe ogniska, są najmądrzejsze na świecie) otrzymał rozsądek, odwagę oraz zamiłowanie do wędrówek po okolicy. Dzięki tym cechom przypominał małego, czarnego baranka, skaczącego beztrosko po obsypanej kwiatami, majowej łące, obok dającej mu poczucie bezpieczeństwa mamy i wszystkim się podobał.
Karolinka bardzo go kochała, a on odpłacał jej tym samym. Bawiąc się z nim i spacerując po ogrodzie, nauczyła się rozróżniać stany jego ducha. Wiedziała, kiedy Pinki ma dobry humor - jest wesoły i ma ochotę na psie figle oraz kiedy jest zmęczony i chce chwileczkę odpocząć, leżąc w cieniu na trawie lub na wycieraczce przed wejściem do domu. Mówiła nawet, że potrafi zrozumieć jego szczekanie i wie, co piesek do niej mówi. Dlatego oboje byli ze sobą bardzo szczęśliwi.
Zdarzało się jednak - najczęściej, gdy Karolinka przebywała w Przedszkolu - że Pinki popadał w jakąś psią melancholię. I sam nie wiedząc czemu, tracił ochotę na psoty i zabawy. Może przypominał sobie rodzinny dom u ciotki – mamę i rodzeństwo i tęsknił za nimi.
W takich chwilach, aby rozproszyć zły nastrój, stawał przy ogrodzeniu. Obserwował przechodzących chodnikiem ludzi i przejeżdżające drogą samochody. A gdy tylko listonosz albo ktoś inny zapomniał zamknąć bramkę, wymykał się na zewnątrz i na klika godzin uciekał do miasta, aby tam krążyć po ulicach i krętych zaułkach; obserwować wystawy sklepowe i szukać przygód. Potrafił nawet, gdy nie udało mu się wyjść bramką, zrobić podkop pod płotem i w ten sposób wydostać się na zewnątrz.
Pomimo, że po każdej takiej wycieczce Pinki wracał do domu, martwiło to Karolinkę i jej rodziców, bo obawiali się, że któregoś razu piesek, przechodząc nieostrożnie przez jezdnię, wpadnie pod samochód albo może spotkać go jakaś inna zła przygoda.

Pewnego dnia, gdy mama przyprowadziła Karolikę z przedszkola, a Pinkiego nie było dłużej niż zwykle, po obiedzie, Karolinka poprosiła tatę, aby poszedł do miasta i odnalazł jej przyjaciela. Gdy wszyscy troje – mama, tato i Karolinka wyszli na podwórko, usłyszeli wesołe szczekanie.
Pinki stał na tylnych łapach, przednimi oparty o metalowe pręty bramki i prosił, aby mu ją otworzyć. A obok niego, na chodniku siedział maleńki, cały w brązowo-rude cętki, przypominający prawdziwego tygryska, bardzo ładny kotek, ale w jego oczach, z jakiegoś powodu, czaił się smutek i żal.
- Chał! Chał! – zaszczekał piesek. Gdy tata otworzył mu bramkę, podbiegł do Karolinki, otarł się o jej nóżki, polizał w rączkę i wesoło zamerdał ogonkiem...
Karolinka czule pogłaskała go po głowie. Wtedy on obejrzał się na kotka, który stał tuż za nim i jeszcze raz zaszczekał.
- Mamo, tato, już wiem: Pinki, w psiowym języku, powiedział mi, że gdy wracał do domu spotkał na ulicy tego malutkiego kotka. Kotek jest bardzo nieszczęśliwy i głodny, bo nie ma domku. Niedobry człowiek, który zabrał go od jego mamy, obiecując, że będzie się nim opiekował i dbał o niego, gdy się tym znudził, wywiózł go do miasta, wyrzucił z samochodu, mówiąc: „Teraz radź sobie sam. Ja wyjeżdżam na wakacje, więc nie będę mógł się tobą zajmować”. Pinkiemu zrobiło się żal kotka, dlatego przyprowadził go tutaj, żeby podzielić się z nim jedzeniem z własnej miseczki. Obiecał mu także, że poprosi nas, abyśmy pozwolili mu zamieszkać w naszym domku.
- Chał! Chał! – szczekaniem i merdaniem ogonka Pinki potwierdził to wszystko, co powiedziała dziewczynka.
- Mamo, tato, proszę, zgódźcie się! Ja chcę mieć tego kotka! Będę się nim opiekowała. On jest taki milutki i piękny. A poza tym Pinki, gdy ja pójdę do przedszkola, będzie miał się z kim bawić.
- Dobrze, niech zostanie! – zgodziła się mama, bo zawsze miała czułe i dobre serce – Nie możemy przecież pozwolić, aby taki mały kotek mieszkał na ulicy.
- Ja też się zgadzam! – powiedział tato. – Tylko pamiętaj, że kotka czy pieska bierze się na całe życie. To nie są zabawki, którymi można się chwilę pobawić, a później odstawić do szafy, gdy ci się znudzą, o czym niektórzy źli ludzie nie chcą pamiętać.
- Wiem, tatusiu.
Od tej pory kotek zamieszkał razem z Pinkim i Karolinką. W krótkim czasie zaprzyjaźnił się z nimi i był szczęśliwy. Razem biegali po domu i podwórku; wymyślali różne zabawy i figle, i przeżyli wiele wspaniałych przygód. A Pinki był tak szczęśliwy, że zyskał nowego przyjaciela, że przestał nawet uciekać do miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz