Feliet z grudnia 2019r., ale myślę, że wciąż aktualny.
Niedźwiedź w ogródku
Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej, a pogoda w tym roku, na
przełomie późnej jesieni i zimy, wyjątkowo nas rozpieszcza.:
temperatury dodatnie, śniegu i mrozu praktycznie jeszcze nie było i
raczej nic nie zapowiada szybkiego ochłodzenia. Taka anomalia
pogodowa – niektórzy mówią, że „mamy piękną wiosnę tej
jesieni” – poza pewnymi oszczędnościami, przynosi także wzrost
zachorowań na grypę i złe samopoczucie. Nic więc dziwnego, że
nawet niedźwiedzie, zamiast spać słodko snem zimowym w swoich
wygodnych gawrach, snują się jeszcze jak nocne marki po lasach i
polach w poszukiwaniu pożywienia.
- Ach te niedźwiedzie! Tylko patrzeć, jak zaczną przychodzić do
nas w gościnę – zażartował kiedyś mój znajomy leśnik z
Nadleśnictwa Bircza, znany powszechnie ze specyficznego poczucia
humoru. – Co nie wierzysz?
- Oczywiście, że nie! – uśmiechnąłem się szczerze, wiedząc,
że na to właśnie była obliczona jego gadka.
- Nie mówię od razu, że usiądzie ci taki ponad dwumetrowy miś za
stołem w altance, łupnie pięścią w stół i powie: hej ty tam!
gospodarzu, postaw butelczynę zimnego piwa, bo jak nie to sam sobie
wezmę! – ale zapytaj pszczelarzy, to ci powiedzą czy nie mam
racji.
Jakież było moje zdziwienie, gdy niedługo później na Pogórzu
Przemyskim, Pogórzu Dynowskim i w Bieszczadach, niemal przy każdej
drodze do lasu, zaczęły pojawiać się zielone tabliczki z
wizerunkiem „misia” i ostrzeżeniem: „Uwaga niedźwiedź.” I
nie ma w tym nic dziwnego, bowiem niedźwiedzi w naszych
podkarpackich lasach, z każdym rokiem, jest coraz więcej.
Dla myśliwych, grzybiarzy, zbieraczy leśnego runa i miłośników
spacerów po łonie dzikiej natury, to pewien problem, ale i
dodatkowa atrakcja; bo odrobina adrenaliny, niebezpieczeństwa też
jest potrzebna; czyni takie wyprawy bardziej pożądanymi,
atrakcyjniejszymi, bo ludzie lubią się bać. Jednak, paradoksalnie,
w tych swoich „leśnych wyprawach z dreszczykiem”, pragną być
także bezpieczni.
Trochę gorzej jest z tymi, którzy na co dzień pracują w lesie.
Słyszałem o niedźwiedziu, który straszył, a raz nawet zaatakował
drwali, i długo nie chciał ustępować, nawet przed warkotem piły
motorowej. Inny natomiast, podobno, niemal chwycił za spódnicę
kobietę pracującą w okolicy Bobrowej Doliny w Lipie, napędzając
jej niemałego strachu. A pewien doświadczony podleśniczy skarżył
mi się, że przez cały dzień musi taszczyć ze sobą po lesie
pojemnik z gazem pieprzowym na niedźwiedzie, wielkości litrowej
butelki wódki, gdyż inaczej, w przypadku, gdyby został zaatakowany
i poraniony przez niedźwiedzia, zakład ubezpieczeniowy nie wypłaci
mu odszkodowania.
Kilkanaście lat temu pewien birczański miłośnik leśnych
wędrówek, nawiasem mówiąc dobry kolega mojego ojca, wybrał się
na grzyby w okolice lotniska w Łodzince. Pech chciał, że trafił
tam na niezbyt przyjaznego niedźwiedzia. Miś, który w tej okolicy,
w środku dzikiej puszczy, także urządził sobie grzybobranie,
zaskoczony zaatakował swojego konkurenta. Grzybiarz, draśnięty
łapą przez plecy i ramię, upadł na ziemię, ale zdołał jeszcze
nakryć głowę dużym wiklinowym koszem. I to go chyba uratowało.
Wylądował jednak w szpitalu i długo musiał się leczyć. Gdy
wydobrzał, ograniczył swoje wyprawy na grzyby do bezpiecznych
miejsc, gdzie misie na pewno się nie pojawiały.
Tymczasem dzisiaj niedźwiedzi na Podkarpaciu, w Bieszczadach, na
Pogórzu Przemyskim i Pogórzu Dynowskim zaczyna być tak dużo, że
możemy spodziewać się ich wszędzie.
Kilka lat temu w Leszczawie Dolnej duży „miś” złapał się na
kłusowniczy wnyk, zastawiony na zwierzynę płową w zagajniku nad
rzeką, niemal w środku wsi, w pobliżu dużej pasieki
pszczelarskiej. Zapewne zamierzał urządzić sobie słodką ucztę,
bo pora była odpowiednia na miodobranie. Żeby go uwolnić, trzeba
było zorganizować cała akcję z weterynarzem i nabojami
usypiającymi...
Kolejnym razem, w samo południe, niedźwiedź przechadzał się
wzdłuż drogi krajowej nr 28 pomiędzy Leszczawą Dolną a Starą
Birczą, tworząc niemałą atrakcję dla podróżnych. O innych
wizytach niedźwiedzi w pasiekach pszczelarskich nie ma nawet co
wspominać, bo dla pszczelarzy to chleb powszedni.
Ostatnio jednak, na przełomie lata i jesieni obecnego roku, pewien
wyjątkowo „towarzyski” niedźwiedź pojawił się w środku
Birczy, w ogrodzie mojego sąsiada, niemal w samym centrum
miasteczka.
Sąsiad z rodziną siedział sobie wygodnie w altance, rozkoszując
się ciszą i urokami zapadającego zmierzchu. Miś, który akurat
„bawił” w okolicy, najprawdopodobniej w pobliskim sadzie
jabłkowym, wyczuł zapach dobrej kawy, i zwabiony tym wszedł na
posesję sąsiada. Tam, stojąc za krzewami, „nieśmiało” zaczął
chrząkać i porykiwać, dając gospodarzowi do zrozumienia, żeby
pomyślał także o gościu, chociaż nieproszonym, i zaprosił go do
stołu. I podobno już miał siadać, nie bacząc na konsternację i
strach zaskoczonych jego wizytą domowników. Na szczęście
gospodarzowi udało się jakoś odwieźć go od tego zamiaru i
nakłonić do powrotu do lasu.
To tyle żartów i „opowieści z dreszczykiem” o towarzyskich
misiach z bajek dla dzieci. A rzeczywistość jest taka, że
niedźwiedzie, których liczba w naszych lasach, z roku na rok,
systematycznie się zwiększa, coraz częściej wchodzą ludziom w
drogę. Można je spotkać już nie tylko w głębi lasu, ale także
na drogach i polach, w pobliżu wsi i ludzkich osad, ale także, jak
mój sąsiad z Birczy, na własnym podwórku.
Dla naszego bezpieczeństwa, gdyż są to zwierzęta bardzo groźne,
musimy po prostu poznać ich tryb życia, sposób zachowania i
reagowania na różne sytuacje. Nauczyć się z nimi bezkonfliktowo
współistnieć i co najważniejsze, bez potrzeby nie drażnić ich
i nie wchodzić im w drogę.
Wiesław Hop
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz