czwartek, 16 stycznia 2020


Feliet z grudnia 2019r., ale myślę, że wciąż aktualny.

Niedźwiedź w ogródku


Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej, a pogoda w tym roku, na przełomie późnej jesieni i zimy, wyjątkowo nas rozpieszcza.: temperatury dodatnie, śniegu i mrozu praktycznie jeszcze nie było i raczej nic nie zapowiada szybkiego ochłodzenia. Taka anomalia pogodowa – niektórzy mówią, że „mamy piękną wiosnę tej jesieni” – poza pewnymi oszczędnościami, przynosi także wzrost zachorowań na grypę i złe samopoczucie. Nic więc dziwnego, że nawet niedźwiedzie, zamiast spać słodko snem zimowym w swoich wygodnych gawrach, snują się jeszcze jak nocne marki po lasach i polach w poszukiwaniu pożywienia.

- Ach te niedźwiedzie! Tylko patrzeć, jak zaczną przychodzić do nas w gościnę – zażartował kiedyś mój znajomy leśnik z Nadleśnictwa Bircza, znany powszechnie ze specyficznego poczucia humoru. – Co nie wierzysz?
- Oczywiście, że nie! – uśmiechnąłem się szczerze, wiedząc, że na to właśnie była obliczona jego gadka.
- Nie mówię od razu, że usiądzie ci taki ponad dwumetrowy miś za stołem w altance, łupnie pięścią w stół i powie: hej ty tam! gospodarzu, postaw butelczynę zimnego piwa, bo jak nie to sam sobie wezmę! – ale zapytaj pszczelarzy, to ci powiedzą czy nie mam racji.
Jakież było moje zdziwienie, gdy niedługo później na Pogórzu Przemyskim, Pogórzu Dynowskim i w Bieszczadach, niemal przy każdej drodze do lasu, zaczęły pojawiać się zielone tabliczki z wizerunkiem „misia” i ostrzeżeniem: „Uwaga niedźwiedź.” I nie ma w tym nic dziwnego, bowiem niedźwiedzi w naszych podkarpackich lasach, z każdym rokiem, jest coraz więcej.
Dla myśliwych, grzybiarzy, zbieraczy leśnego runa i miłośników spacerów po łonie dzikiej natury, to pewien problem, ale i dodatkowa atrakcja; bo odrobina adrenaliny, niebezpieczeństwa też jest potrzebna; czyni takie wyprawy bardziej pożądanymi, atrakcyjniejszymi, bo ludzie lubią się bać. Jednak, paradoksalnie, w tych swoich „leśnych wyprawach z dreszczykiem”, pragną być także bezpieczni.
Trochę gorzej jest z tymi, którzy na co dzień pracują w lesie. Słyszałem o niedźwiedziu, który straszył, a raz nawet zaatakował drwali, i długo nie chciał ustępować, nawet przed warkotem piły motorowej. Inny natomiast, podobno, niemal chwycił za spódnicę kobietę pracującą w okolicy Bobrowej Doliny w Lipie, napędzając jej niemałego strachu. A pewien doświadczony podleśniczy skarżył mi się, że przez cały dzień musi taszczyć ze sobą po lesie pojemnik z gazem pieprzowym na niedźwiedzie, wielkości litrowej butelki wódki, gdyż inaczej, w przypadku, gdyby został zaatakowany i poraniony przez niedźwiedzia, zakład ubezpieczeniowy nie wypłaci mu odszkodowania.

Kilkanaście lat temu pewien birczański miłośnik leśnych wędrówek, nawiasem mówiąc dobry kolega mojego ojca, wybrał się na grzyby w okolice lotniska w Łodzince. Pech chciał, że trafił tam na niezbyt przyjaznego niedźwiedzia. Miś, który w tej okolicy, w środku dzikiej puszczy, także urządził sobie grzybobranie, zaskoczony zaatakował swojego konkurenta. Grzybiarz, draśnięty łapą przez plecy i ramię, upadł na ziemię, ale zdołał jeszcze nakryć głowę dużym wiklinowym koszem. I to go chyba uratowało. Wylądował jednak w szpitalu i długo musiał się leczyć. Gdy wydobrzał, ograniczył swoje wyprawy na grzyby do bezpiecznych miejsc, gdzie misie na pewno się nie pojawiały.

Tymczasem dzisiaj niedźwiedzi na Podkarpaciu, w Bieszczadach, na Pogórzu Przemyskim i Pogórzu Dynowskim zaczyna być tak dużo, że możemy spodziewać się ich wszędzie.
Kilka lat temu w Leszczawie Dolnej duży „miś” złapał się na kłusowniczy wnyk, zastawiony na zwierzynę płową w zagajniku nad rzeką, niemal w środku wsi, w pobliżu dużej pasieki pszczelarskiej. Zapewne zamierzał urządzić sobie słodką ucztę, bo pora była odpowiednia na miodobranie. Żeby go uwolnić, trzeba było zorganizować cała akcję z weterynarzem i nabojami usypiającymi...
Kolejnym razem, w samo południe, niedźwiedź przechadzał się wzdłuż drogi krajowej nr 28 pomiędzy Leszczawą Dolną a Starą Birczą, tworząc niemałą atrakcję dla podróżnych. O innych wizytach niedźwiedzi w pasiekach pszczelarskich nie ma nawet co wspominać, bo dla pszczelarzy to chleb powszedni.
Ostatnio jednak, na przełomie lata i jesieni obecnego roku, pewien wyjątkowo „towarzyski” niedźwiedź pojawił się w środku Birczy, w ogrodzie mojego sąsiada, niemal w samym centrum miasteczka.
Sąsiad z rodziną siedział sobie wygodnie w altance, rozkoszując się ciszą i urokami zapadającego zmierzchu. Miś, który akurat „bawił” w okolicy, najprawdopodobniej w pobliskim sadzie jabłkowym, wyczuł zapach dobrej kawy, i zwabiony tym wszedł na posesję sąsiada. Tam, stojąc za krzewami, „nieśmiało” zaczął chrząkać i porykiwać, dając gospodarzowi do zrozumienia, żeby pomyślał także o gościu, chociaż nieproszonym, i zaprosił go do stołu. I podobno już miał siadać, nie bacząc na konsternację i strach zaskoczonych jego wizytą domowników. Na szczęście gospodarzowi udało się jakoś odwieźć go od tego zamiaru i nakłonić do powrotu do lasu.
To tyle żartów i „opowieści z dreszczykiem” o towarzyskich misiach z bajek dla dzieci. A rzeczywistość jest taka, że niedźwiedzie, których liczba w naszych lasach, z roku na rok, systematycznie się zwiększa, coraz częściej wchodzą ludziom w drogę. Można je spotkać już nie tylko w głębi lasu, ale także na drogach i polach, w pobliżu wsi i ludzkich osad, ale także, jak mój sąsiad z Birczy, na własnym podwórku.
Dla naszego bezpieczeństwa, gdyż są to zwierzęta bardzo groźne, musimy po prostu poznać ich tryb życia, sposób zachowania i reagowania na różne sytuacje. Nauczyć się z nimi bezkonfliktowo współistnieć i co najważniejsze, bez potrzeby nie drażnić ich i nie wchodzić im w drogę.

Wiesław Hop



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz