czwartek, 21 lutego 2019




Podkarpaccy literaci i ich dzieła
Anatol Diaczyński – „Tętent koni przez wieki”

Anatola Diaczyńskiego – jedną z barwniejszych postaci współczesnej polskiej literatury – mam zaszczyt zaliczać do swoich przyjaciół. Poznałem go pięć lat temu w Rzeszowskim Oddziale Związku Literatów Polskich. Od razu dało się zauważyć, że to pisarz niezwykły -
gruntownie wykształcony, z bogatą wiedzą i dużym doświadczeniem życiowym, a co za tym idzie szerszym od innych spojrzeniem na świat i nurtujące ludzkość problemy. A jednocześnie człowiek niezwykle skromny, ciepły, życzliwy..., dookoła którego, niemal dotykalnie, unosi się bardzo atrakcyjna, przyciągająca uwagę aura tajemniczości i jakiejś egzotyki.
Nic w tym dziwnego, bowiem Anatol, jak możemy dowiedzieć się z jego biografii, urodził się w 1951r. w Północnym Kazachstanie, w rodzinie polskich zesłańców. Tam pracował w kołchozie, a później w mieście Kokszetau, gdzie wykonywał różne zawody i równocześnie studiował , zdobywając dyplom prestiżowego Literackiego Instytutu im. A. M. Gorkiego w Moskwie. W Kazachstanie był także zasłużonym działaczem polonijnym. W roku 1995 przeprowadził się do Polski i od tego czasu mieszka i tworzy w Stalowej Woli.
Książki Anatola Diaczyńskiego były publikowane w języku polskim, rosyjskim i ukraińskim. Ponadto jego utwory ukazały się w pięciu wydaniach zbiorowych i almanachach.
Za swoje osiągnięcia Anatol Diaczyński został uhonorowany wieloma nagrodami, w tym mi.: nagrodą Związku Literatów Polskich Oddział w Rzeszowie „Złote Pióro”, odznaczeniem Ministra Kultury i Sztuki „Zasłużony Działacz Kultury”, odznaczeniem „Krzyż Zesłańców Sybiru” przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oraz nagrodą Miasta Stalowa Wola w dziedzinie kultury, w kategorii literatura za książkę „Tętent koni przez wieki”.

„Tętent koni przez wieki” – dziewiąta już książka prozatorska Anatola Diaczyńskiego, wydana w 2012 roku – to niezwykłej urody zbiór trzech opowiadań, który mnie bardzo przypadł do gustu. W zupełności zgadzam się z Mirosławem Grudniem, który w słowie wstępnym pisze:
„Proza Diaczyńskiego wciąż, w wielu jego utworach, oddycha tym środkowoazjatyckim powietrzem, niesie ze sobą rozpalone nad suchym stepem słońce, gorzkawy zapach stepowego piołunu... i przybliża nam tamten krajobraz, który znaliśmy dotychczas jedynie z rosyjskiej prozy Morisa Simaszki, na przykład ze zbioru opowiadań pt. „Jemszan” (w przekładzie R. Stillera i J. Litwiniuka).
Dzięki temu Diaczyński jako prozaik przypomina legendarnego stepowego węża Połoza – co jakiś czas odrywa przed nami coraz to inny, urzekający odcień wielobarwnej, wężowej łuski.”
W pierwszej opowieści, która nosi tytuł „Ludzie dzikich stepów”, autor zaprasza czytelnika w stepy Kazachstanu sprzed 5 tyś. lat, żeby w interesujący sposób opowiedzieć mu, ubarwioną wątkiem romansowym, historię jednego z plemion, które jako pierwsze oswoiło i udomowiło konia.
W drugim, satyrycznym opowiadaniu, pt. „Idę oto w delegację” mamy przed oczami ten sam step i żyjących w nim ludzi, ale już 5 tyś. lat później, w czasach władzy Związku Radzieckiego.
W trzecim „Trzy garści srebra i miedzi” przenosimy się do Rzeczypospolitej Obojga Narodów z XVII wieku, w rejon Ziemi Sandomierskiej oraz (na przemian) do współczesnych nam czasów, gdzie historie miłosne dwóch zakochanych par – okraszone elementami fantastyki – stają się kanwą do poruszenia poważniejszych historycznych problemów związanych z polską wspólnotą narodową.
Przy czym charakterystyczną cechą wszystkich trzech opowiadań jest niezwykle atrakcyjny motyw konia, który w każdym z nich odgrywa bardzo znaczącą rolę.
Zachęcam każdego, kto lubi dobrą literaturę, do sięgania po prozę Anatola Diaczyńskiego. Ja, czytając jego opowiadania, odbyłem kolejną, niepowtarzalną, rozbudzającą wyobraźnię, fantastyczną podróż z książką, wzbogacając swoje wnętrze o nowy rys, nowe spojrzenie na historię ludzkości i na nasze polskie losy i problemy. I utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie miejsca na mapie są najważniejsze, ale ludzie, którzy je zdobią. I takim właśnie niepowtarzalnym Człowiekiem, swoją obecnością zdobiącym piękne miasto Stalowa Wola, jest Anatol Diaczyński.
Mam nadzieję, że nie spełni swojej zapowiedzi z przedmowy do czytelnika ze zbioru opowiadań „Tętent koni przez wieki” i - ze względu na trudne czasy dla ludzi twórczych, gdyż demokratyczna Polska o nich zapomniała – nie będzie to jego ostatnia książka, ponieważ byłaby to niepowetowana strata dla czytelników i polskiej literatury.
Podzielając jego zdanie i krytyczną ocenę sytuacji ludzi twórczych, liczę na to, że w końcu znajdzie się jakiś odpowiedzialny polityk, może jakiś światły Minister Kultury, który zrozumie, że pisarz to też człowiek, który musi zarabiać, żeby żyć i tworzyć, a dobra literatura jest inwestycją w przyszłość – w naszą świadomość, intelektualną, ale i gospodarczą samodzielność i niepodległy byt polskiego narodu.

Wiesław Hop

PS. Kiedy artykuł był już gotowy do publikacji, skontaktowałem się z Autorem i dla pocieszenia wielbicieli twórczości Diaczyńskiego, informuję, że Autor zmienił swoją poprzednią decyzję i przygotowuje do druku, w jednym z głównych polskich wydawnictw, kolejną książkę. Jest to poszerzona, dopełniona i poprawiona jego najbardziej popularna książka, wydana 20 lat temu „To my jesteśmy Polsko!”. Później była ona wydana w językach rosyjskim i ukraińskim. Jest to książka o losie i życiu dzisiejszych kazachstańskich Polaków. Czytelnicy, którzy interesują się tym tematem, do których i ja należę, na pewno z niecierpliwością będą oczekiwać na jej wydanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz