Podkarpaccy literaci i ich
dzieła
Anatol Diaczyński –
„Tętent koni przez wieki”
Anatola Diaczyńskiego – jedną z barwniejszych postaci współczesnej polskiej literatury – mam zaszczyt zaliczać do swoich przyjaciół. Poznałem go pięć lat temu w Rzeszowskim Oddziale Związku Literatów Polskich. Od razu dało się zauważyć, że to pisarz niezwykły -
gruntownie wykształcony, z bogatą
wiedzą i dużym doświadczeniem życiowym, a co za tym idzie
szerszym od innych spojrzeniem na świat i nurtujące ludzkość
problemy. A jednocześnie człowiek niezwykle skromny, ciepły,
życzliwy..., dookoła którego, niemal dotykalnie, unosi się bardzo
atrakcyjna, przyciągająca uwagę aura tajemniczości i jakiejś
egzotyki.
Nic w tym dziwnego, bowiem Anatol, jak możemy dowiedzieć się z
jego biografii, urodził się w 1951r. w Północnym Kazachstanie, w
rodzinie polskich zesłańców. Tam pracował w kołchozie, a później
w mieście Kokszetau, gdzie wykonywał różne zawody i równocześnie
studiował , zdobywając dyplom prestiżowego Literackiego Instytutu
im. A. M. Gorkiego w Moskwie. W Kazachstanie był także zasłużonym
działaczem polonijnym. W roku 1995 przeprowadził się do Polski i
od tego czasu mieszka i tworzy w Stalowej Woli.
Książki Anatola Diaczyńskiego były publikowane w języku polskim,
rosyjskim i ukraińskim. Ponadto jego utwory ukazały się w pięciu
wydaniach zbiorowych i almanachach.
Za swoje osiągnięcia Anatol Diaczyński został uhonorowany wieloma
nagrodami, w tym mi.: nagrodą Związku Literatów Polskich Oddział
w Rzeszowie „Złote Pióro”, odznaczeniem Ministra Kultury i
Sztuki „Zasłużony Działacz Kultury”, odznaczeniem „Krzyż
Zesłańców Sybiru” przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oraz
nagrodą Miasta Stalowa Wola w dziedzinie kultury, w kategorii
literatura za książkę „Tętent koni przez wieki”.
„Tętent koni przez wieki” – dziewiąta już książka
prozatorska Anatola Diaczyńskiego, wydana w 2012 roku – to
niezwykłej urody zbiór trzech opowiadań, który mnie bardzo
przypadł do gustu. W zupełności zgadzam się z Mirosławem
Grudniem, który w słowie wstępnym pisze:
„Proza Diaczyńskiego wciąż, w wielu jego utworach, oddycha tym
środkowoazjatyckim powietrzem, niesie ze sobą rozpalone nad suchym
stepem słońce, gorzkawy zapach stepowego piołunu... i przybliża
nam tamten krajobraz, który znaliśmy dotychczas jedynie z
rosyjskiej prozy Morisa Simaszki, na przykład ze zbioru opowiadań
pt. „Jemszan” (w przekładzie R. Stillera i J. Litwiniuka).
Dzięki temu Diaczyński jako prozaik przypomina legendarnego
stepowego węża Połoza – co jakiś czas odrywa przed nami coraz
to inny, urzekający odcień wielobarwnej, wężowej łuski.”
W pierwszej opowieści, która nosi tytuł „Ludzie dzikich stepów”,
autor zaprasza czytelnika w stepy Kazachstanu sprzed 5 tyś. lat,
żeby w interesujący sposób opowiedzieć mu, ubarwioną wątkiem
romansowym, historię jednego z plemion, które jako pierwsze oswoiło
i udomowiło konia.
W drugim, satyrycznym opowiadaniu, pt. „Idę oto w delegację”
mamy przed oczami ten sam step i żyjących w nim ludzi, ale już 5
tyś. lat później, w czasach władzy Związku Radzieckiego.
W trzecim „Trzy garści srebra i miedzi” przenosimy się do
Rzeczypospolitej Obojga Narodów z XVII wieku, w rejon Ziemi
Sandomierskiej oraz (na przemian) do współczesnych nam czasów,
gdzie historie miłosne dwóch zakochanych par – okraszone
elementami fantastyki – stają się kanwą do poruszenia
poważniejszych historycznych problemów związanych z polską
wspólnotą narodową.
Przy czym charakterystyczną cechą wszystkich trzech opowiadań jest
niezwykle atrakcyjny motyw konia, który w każdym z nich odgrywa
bardzo znaczącą rolę.
Zachęcam każdego, kto lubi dobrą literaturę, do sięgania po
prozę Anatola Diaczyńskiego. Ja, czytając jego opowiadania,
odbyłem kolejną, niepowtarzalną, rozbudzającą wyobraźnię,
fantastyczną podróż z książką, wzbogacając swoje wnętrze o
nowy rys, nowe spojrzenie na historię ludzkości i na nasze polskie
losy i problemy. I utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie
miejsca na mapie są najważniejsze, ale ludzie, którzy je zdobią.
I takim właśnie niepowtarzalnym Człowiekiem, swoją obecnością
zdobiącym piękne miasto Stalowa Wola, jest Anatol Diaczyński.
Mam nadzieję, że nie spełni swojej zapowiedzi z przedmowy do
czytelnika ze zbioru opowiadań „Tętent koni przez wieki” i - ze
względu na trudne czasy dla ludzi twórczych, gdyż demokratyczna
Polska o nich zapomniała – nie będzie to jego ostatnia książka,
ponieważ byłaby to niepowetowana strata dla czytelników i polskiej
literatury.
Podzielając jego zdanie i krytyczną ocenę sytuacji ludzi
twórczych, liczę na to, że w końcu znajdzie się jakiś
odpowiedzialny polityk, może jakiś światły Minister Kultury,
który zrozumie, że pisarz to też człowiek, który musi zarabiać,
żeby żyć i tworzyć, a dobra literatura jest inwestycją w
przyszłość – w naszą świadomość, intelektualną, ale i
gospodarczą samodzielność i niepodległy byt polskiego narodu.
Wiesław Hop
PS. Kiedy artykuł był już gotowy do publikacji, skontaktowałem
się z Autorem i dla pocieszenia wielbicieli twórczości
Diaczyńskiego, informuję, że Autor zmienił swoją poprzednią
decyzję i przygotowuje do druku, w jednym z głównych polskich
wydawnictw, kolejną książkę. Jest to poszerzona, dopełniona i
poprawiona jego najbardziej popularna książka, wydana 20 lat temu
„To my jesteśmy Polsko!”. Później była ona wydana w językach
rosyjskim i ukraińskim. Jest to książka o losie i życiu
dzisiejszych kazachstańskich Polaków. Czytelnicy, którzy
interesują się tym tematem, do których i ja należę, na pewno z
niecierpliwością będą oczekiwać na jej wydanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz