wtorek, 13 lutego 2018

Moje "spotkania" z Mariem Puzo


Lubię dobrych pisarzy - takich, którzy mieli coś do powiedzenia i pisali wspaniale. Kiedy kończę czytać książkę takiego autora, ciesze się, że żyję i mogę uczestniczyć w uczcie duchowej, na którą zaprosił swoich czytelników. Nie chodzi mi tylko o sam styl, podejmowane tematy, ale o całość dzieła... Czuję, że autor włożył w nie całą swoją wiedzę (o Bogu, o życiu, o ludziach, o złych i dobrych mocach...); całą swoja duszę, która jest dobra i piękna, ale jak wszystko, co istnieje na tym świecie, ma też swoje ułomności i doskonale zna słabe strony ludzkiego charakteru...


Jednym z takich szczególnie mi bliskich pisarzy jest Mario Puzo. Cieszę się, że żył, pisał, i że mogę obcować z jego dziełami.
Właśnie przed chwil a skończyłem czytać "Rodzinę Borgiów" i jestem pod wielkim wrażeniem. Ogarnia mnie radość, bo wydaje mi się, że rozumiem autora i wiem dlaczego i o czym pisał...

Książka została wydana już po śmierci pisarza. Puzo pisał ją przez wiele lat (praktycznie całe dorosłe, twórcze życie), a na dwa tygodnie przed śmiercią wręczył swojej współpracownicy, Carol Gino, rękopis ostatniego rozdziału; i wymógł na niej przyrzeczenie, że ją dopracuje i wyda. I tak się stało.

Dzięki tej umowie pomiędzy pisarzem, a Carol Gino, otrzymaliśmy dzieło wspaniałe i wielce pouczające.

W posłowiu do książki znalazłem fragment, w którym na pytanie Carol Gino: Dlaczego jeszcze nie napisał książki o rodzinie Borgiów, skoro zbiera do niej materiały i pisze ją już przez tyle lat?, Puzo odpowiedział:

"Kochanie, nim doszedłem do czterdziestu ośmiu lat, byłem zapoznanym pisarzem, napisałem dwie książki, które krytycy uznali, jako wartościowe pod względem literackim, ale zarobiłem na nich zaledwie pięć tysięcy dolarów. Dopiero, gdy napisałem "Ojca Chrzestnego, stać mnie było na utrzymanie rodziny. Byłem zbyt długo biedny, żeby w tym wieku zaryzykować coś innego."

Myślę, że słowa te opisują trochę - oczywiście przyjmując odpowiednie proporcje - i moja sytuację(na szczęście nigdy nie żyłem, ani nie żyję z pisania).  Oprócz opowiadań, napisałem i wydałem cztery powieści, które podobają się czytelnikom. A ostatnia "Przed wyrokiem" wzbudza powszechne uznanie nawet znawców literatury. A poza tym jest to książka, którą należałoby promować chociażby dlatego, aby poprzez literaturę pokazywać ludziom prawdę o historii Polski, którą w tak haniebny sposób zakłamuje się na świecie. Ale u nas, dotychczas, i chyba na razie wiele się pod tym względem jeszcze nie zmieniło, najłatwiej kariery w literaturze robili ci, którzy potrafili oczerniać Polskę i Polaków. Przypisywać nam same najgorsze cechy, kpić z nas i ukazywać w jak najgorszym świetle, a przynajmniej w krzywym zwierciadle...

Dlaczego tak jest? Chyba głównie dlatego, że - podobnie, jak w bankowości i przemyśle, gdzie przez dziesięciolecia wmawiano nam, że kapitał nie ma narodowości - oddaliśmy (a dokładniej mówiąc ci, którzy po "okrągłym stole", podstępnie przechwycili nad nami władzę) tę płaszczyznę narodowej działalności w ręce nieprzychylnych nam, często obcych ludzi i sił, którym na Polakach i Polsce zupełnie nie zależy. Więcej - bo przez literaturę i promowanie takich, a nie innych pisarzy, takich a nie innych wartości i postaw, udało im się doskonale zamieszać wielu ludziom w głowach i doprowadzić czytelnictwo na skraj upadku; przy okazji słono na nas zarabiając...





2 komentarze:

  1. całą wiedzę o Bogu? włożył? paradne...

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż. Może to i trochę przesadzone, ale przecież chodziło mi o wiedzę autora, która - chociażby z racji tego, że każdy z nas jest tylko człowiekiem - jest niedoskonała i bardzo ograniczona...

    OdpowiedzUsuń