OSTATNI REZERWISTA - fragment drugi. Zapraszam do lektury.
https://ridero.eu/pl/books/ostatni_rezerwista
https://bonito.pl/produkt/ostatni-rezerwista
- A ja mam gdzieś cały ten
szum dookoła wojska. Dzisiaj chcę się po prostu porządnie napić i dobrze się
zabawić - powiedział Jacek Pasternak.
Podniósł się z krzesła i
pociągnął za rękę siedzącą obok niego Marię. Głowa mu się lekko chwiała. Udawał
twardziela, ale nie potrafił ukryć ogarniającego go wzruszenia.
- Dali mi bilet go Gdańska, na drugi koniec Polski. Marynarka wojenna, trzy lata... Wyobrażacie to sobie? A ja właściwie jeszcze nigdy nie widziałem morza… z wyjątkiem morza wódki, którą wypiło się na zabawach! – zażartował.
- No! To za naszą służbę
dla kraju! – rzekł Andrzej i wychylił do dna stojący przed nim kieliszek
żytniówki.
Kiedy muzykanci ponownie
zaczęli grać, wszyscy wstali od stolika i skierowali się na środek sali
tanecznej. Darek Wróblewski, trzeci z poborowych, który otrzymał powołanie do
jednostki rakietowej w Toruniu, potknął się o wysunięte daleko nogi mężczyzny z
Babic, zatoczył się i prawie upadł na podłogę.
- Cholera jasna!
Człowieku! – zaklął. – Trzymaj może lepiej te nogi trochę bliżej dupy. Nie
siedzisz przecież w domu przed telewizorem.
Skarcony w ten sposób
mężczyzna uśmiechnął się. Od lat przychodził na każdą zabawę w okolicy, ale
prawie nigdy nie tańczył. Przeważnie pił alkohol z podobnymi do siebie
oprychami i szukał okazji do zwady. Lubił się bić. Uważał, że to dobry sposób
spędzania sobotnich nocy. Miał prawie trzydzieści dwa lata i był w okolicy
niekoronowanym królem starych kawalerów, którzy na tyle rozkochali się w
swobodnym, beztroskim życiu, aby nie pozwolić żadnej kobiecie zarzucić sobie
spódnicy na głowę. Chociaż, czasami, zdarzało się, że któryś z nich, przed
czterdziestką, tracił rozum, zakochiwał się na śmierć w młodszej od siebie o
kilkanaście lat dziewczynie, łamał swoje dotychczasowe zasady i dawał się
wodzić za nos, jak cielę, na niewidocznej gołym okiem, ale bardzo mocnej gumce
od majtek.
- Parszywe pętaki –
mruknął do przyjaciół, otwierając następną butelkę wódki. – Rzygać mi się chce
od tego ich gadania o wojsku. Trzeba by im trochę nosa przytrzeć. Co o tym
sądzicie, chłopaki?
- Dobra myśl! – zgodził
się jego sąsiad o podłużnej, lisiej twarzy i przedwcześnie łysiejącej głowie.
Miał już dobrze w czubie, ale z przyjemnością wychylił kolejny kieliszek. –
Przyda im się trochę edukacji. Te gnojki myślą, że tylko oni mają tu coś do
powiedzenia.
Zanosiło się na
porządną burdę. Tymczasem ktoś zamówił
piosenkę pod tytułem „Przyszedł czas, gdy do wojska ruszałem”. Jej słowa mówiły
o rozstaniu dwojga ludzi, o wojsku, o zapomnieniu i zdradzie. Opowiadały
historię porzuconego przez narzeczoną żołnierza, która jednak nie każdemu
musiała się przydarzyć. Tak właśnie myślał Andrzej i jego koledzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz