czwartek, 6 czerwca 2024


OSTATNI REZERWISTA - to powieść obyczajowa o młodym chłopaku, którem powołanie do wojska burzy całe dotychczasowe życie i przewartościowuje świat... To książka o dorastaniu, o służbie wojskowej, zjawisku fali, o miłości i przyjaźni, którą warto przeczytać. Szczególnie polecam ją tym, którzy interesują się wojskiem, planują służbę wojskową lub są już żołnierzami, jak również tym, którzy kiedyś służyli w wojsku (rezerwistom), gdy było to obowiązkiem każdego młodego mężczyzny. Jest w niej dużo humoru i sporo przygód związanych z perypetiami głównego bohatera, który musi rozstać się z dziewczyną i stawić czoła wielu problemom, niedobrym praktykom, niebezpiecznym sytuacjom i złym charakterom niektórych starszych kolegów... Inaczej mówiąc, przejść prawdziwą próbę charakteru.

Książka miała już kilka wydań. Po raz pierwszy została opublikowana przez Wydawnictwo Nowy Świat, a nosiła wtedy tytuł "Poranek pełen nadziei".

Zapraszam do lektury pierwszego rozdziału.

https://www.empik.com/ostatni-rezerwista-hop-wieslaw,p1484834273,ksiazka-p

https://ridero.eu/pl/books/widget/ostatni_rezerwista/

Wiesław Hop

OSTATNI REZERWISTA

 

Rozdział pierwszy

1

Na bezchmurnym niebie żarzyły się już pierwsze gwiazdy, a lekki ciepły wiatr zawiewał od strony Sanu. Opadające z drzew liście szeleściły jesiennie. Kończyło się lato. I nadchodziła długa, pogodna, a może słotna jesień – tego nigdy nie można przewidzieć.

Andrzej Cybulski wyszedł z domu. Miał na sobie dżinsowe, wycierane spodnie i delikatną koszulę bez rękawów w kolorowe paski, a do kompletu białe adidasy. Miał szczupłą, wysportowaną sylwetkę (od dwóch lat uprawiał kulturystykę) i kędzierzawe, jasne włosy. Lubił się dobrze ubierać. Modny strój poprawiał mu samopoczucie i pomagał pokonywać wrodzoną nieśmiałość.

Pochodził z ubogiej, chłopskiej rodziny i odkąd pamiętał, dokuczał mu notoryczny brak pieniędzy. Nigdy nie miał ich zbyt wiele i nie nauczył się oszczędzać, tak jak to podobno robią mądrzy ludzie z zadatkami na bogaczy, do których on niestety nigdy nie będzie mógł się zaliczyć. Nawet teraz, pracując już od roku, nie zaoszczędził ani grosza. Pieniądze przeciekały mu przez palce. Tak jak większość młodych ludzi wydawał je bez skrupułów na zabawy, alkohole i dziewczyny. W czasach licealnych uzupełniał skromne kieszonkowe, rozładowując wagony węgla albo cementu na stacji kolejowej w Dynowie przez kilka dni w miesiącu. Urywał się wtedy z lekcji, ale ponieważ dobrze radził sobie z nauką, wychowawca nie robił z tego problemu. Na wsi trudniej było o dodatkowe, dobrze płatne zajęcie. Pomimo to żył cały czas beztrosko, nie martwiąc się o przyszłość.

Dobre samopoczucie mąciła mu tylko myśl o czekającej go niebawem służbie wojskowej, od której nie zdołał się wymigać. Nie miał wady wzroku, ani wady kręgosłupa, czy jakichkolwiek wtyków w komisji wojskowej, toteż bez problemu został zakwalifikowany jako najwyższy gatunek mięsa armatniego, z przeznaczeniem do natychmiastowego odstrzału. Traktował to jako zło konieczne, kwitując powiedzeniem: „Dwa lata wyrwane z kalendarza”. Co oznaczało: najlepsze dwa lata życia stracone bezpowrotnie. „Wchodzisz w bramę koszar na kacu bez grosza przy duszy i po dwudziestu czterech miesiącach – jeżeli miałeś szczęście i nie spotkało cię coś złego w rodzaju przedłużenia służby – wychodzisz bez grosza z zepsutym żołądkiem. A te wszystkie patriotyczne słowa o obowiązku wobec ojczyzny, które przy różnych okazjach wypowiadali nadęci faceci, czerwoni na twarzach od nadmiaru wódki, z mocno zaokrąglonymi brzuchami, robiący nieraz kariery polityczne, to tylko zwyczajne mydlenie oczu” – tak myślał. Ojczyzna mogła się bez niego obejść, nie była przecież w wielkiej potrzebie. Zresztą mógł się jej  przysłużyć w inny sposób – chociażby uczciwie zarabiając na życie i płacąc podatki.

Nie był jednak mięczakiem. Wiedział, że potrafi, nie gorzej od innych, odbębnić swoją dolę, nawet gdyby okazała się gorsza niż  myślał. Podświadomie coś go nawet ciągnęło do wojska. Zwłaszcza teraz, gdy od trzech tygodni posiadał w kieszeni darmowy bilet na przejazd  do Żar.

Służba wojskowa zbliżała się nieuchronnie z szybkością armatniego pocisku. Odczuwał nawet z tego powodu pewien rodzaj dumy, ale tę ukrył gdzieś głęboko i nikomu o tym nie mówił.

Idąc na zabawę, w kieszeni posiadał kilka tysięcy złotych z odprawy przysługującej poborowym i teoretycznie powinien czuć się cholernie dobrze. Coś jednak nadal dręczyło go w środku, pomimo, że dawno pogodził się z sytuacją. Ale machnął na to ręką i postanowił, mimo wszystko, porządnie się zabawić, postawić coś chłopakom, no i przyzwoicie rozstać się z Kasią.

„Niech to będzie wielka, pożegnalna popijawa, o której długo nie zapomną”,  myślał.

Powietrze pachniało jesienią. Zapach więdnących traw i liści kojarzył mu się zawsze z wypasaniem bydła na opustoszałych polach, krzykiem odlatujących kluczami na południe żurawi, z pieczonymi kartoflami z czasów dzieciństwa, pierwszymi jesiennymi przymrozkami, z rodzinna wsią – z tym zagubionym pośród gór i lasów małym światem, który dobrze znał i kochał. Wychował się bowiem w dolinie Sanu, w malowniczej wiosce o tajemniczej nazwie Huta Brzuska, poznając wcześnie twarde życie chłopów i drwali, i tajemnicę domowej produkcji spirytusu. Kochał wieś – wszystkie te drewniane ciepłe domki i rodzimą przyrodę. Tęsknoty za miastem nie rozbudził w nim nawet czteroletni pobyt w Liceum Ogólnokształcącym w Dynowie. Ale z tego okresu pozostały mu dwie namiętności – piłka nożna i miejski taniec, które tworzyły ważną część jego dotychczasowego życia.

 Noc zaczęła się krystalizować i zrobiło się chłodniej. Na niebo wytoczyło się olbrzymie koło srebrzystego księżyca, który przyćmił dalekie gwiazdy i jaśniej oświetlił wąską, wiejską, asfaltową dróżkę.

Andrzej spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzydzieści. Pomyślał, że jest już spóźniony, ale miał nadzieję, że Kasia będzie na niego czekała. Przyspieszył kroku, bo miał jeszcze do przejścia około kilometra. Idąc mijał po drodze grupy młodzieży stojącej w pobliżu płotów. Dużo motocyklistów i kilka samochodów wyprzedziło  go i pojechało w kierunku domu ludowego.

„Młodzież z sąsiednich wsi tłumnie ściąga na zabawę”, pomyślał i poczuł w głębi serca jakieś delikatne ukłucie i żal, że dla niego to już ostatnia impreza w tym roku, bo po niedzieli wyjeżdża przecież do wojska.


Książkę można kupić w wersji elektronicznej i papierowej w sklepie Ridero, klikając w zamieszczony niżej link. Można ją również zamówić z dedykacją u autora.

https://ridero.eu/pl/books/widget/ostatni_rezerwista/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz