"W pokoju było ciemno, tylko wisząca na ścianie, w pobliżu ikony Świętego Jura, mała zakopcona lampa naftowa rzucała nieco bladej, księżycowej poświaty. W jej mrocznym, tajemniczym i niemal złowrogim blasku krzątało się dwóch banderowców. Na środku pomieszczenia, na drewnianej ławie leżał półnagi, dobrze zbudowany, młody milicjant z posterunku w Dąbrowej, posterunkowy Stanisław Wrzos. Chłopak miał skrępowane drutem i przywiązane do ławy ręce i nogi, a poza tym był nieprzytomny i zbroczony krwią, która wydobywała się z głowy oraz zadanych mu nożem w czasie przesłuchania kilku ciętych, niezwykle bolesnych, ale dosyć płytkich ran.
- Przeklęty Lach! - zaklął jeden z mężczyzn. - Ostap przynieś wiadro zimnej wody ze studni i chluśnij mu na łeb. Niech się ocknie..."
Tak się się rozpoczyna pierwszy rozdział mojej, opartej na wydarzeniach autentycznych, historycznej powieści sensacyjnej "Przed wyrokiem" http://lsw.pl/beletrystyka/306-przed-wyrokiem-wieslaw-hop.html
Wszyscy rozczytujemy się dzisiaj w książkach dokumentalnych o tragicznym losie Polaków z Wołynia, który zgotowały im bandy UPA. Ale Wołyń, to tylko początek barbarzyńskiego "żniwa" ukraińskich nacjonalistów na Polakach z południowo-wschodniej, przedwojennej Polski. Tak samo działo się w Bieszczadach i innych rejonach Podkarpacia, w tym w powiecie przemyskim, gdzie ostatnia banda UPA została rozbita dopiero w 1953 roku.
I właśnie o tym - ale nie tylko, gdyż jest to główny, ale nie jedyny wątek tej książki - przeczytacie w mojej podkarpackiej, sensacyjnej opowieści. Życie zawsze nas zaskakuje, i układa najciekawsze, ale bywa też, tak jak w tym przypadku, najtragiczniejsze scenariusze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz