Józef
Kilka miesięcy temu minęło czternaście lat od śmierci mojego
ojca, Józefa. Piękne i wesołe to były dni, gdy w domu
obchodziliśmy hucznie jego imieniny. Bo ojciec był człowiekiem
towarzyskim, wesołym, uczynnym jak mało kto, i kochał życie, i
żarty... Dlatego chętnie przychodzili do niego wszyscy znajomi.
Czasami zjawiało się tyle ludzi, że dla wszystkich nie starczało
krzeseł, więc przynosiliśmy ze stodoły trochę drewnianych
klocków i kilka mocnych desek, z których robiliśmy dla gości
prowizoryczne ławy.
Myślę, że historyjka, którą dzisiaj z okazji jego imienin
napiszę, gdyby mógł ją przeczytać, na pewno by mu się
spodobała, bo przecież wiele razy sam ją opowiadał. Tych, którzy
go znali pozostaje mi tylko przeprosić, że nie potrafię tak
ciekawie i śmiesznie pisać, jak on opowiadał; ale na to nie da się
nic poradzić.
„Była sobota. Tego dnia wcześniej skończyłem robotę w lesie,
bo trafiła mi się fucha u Pana Władka. Wiecie – no, tego, co nie
umiał wypić bez zakąszania. Prosił mnie, abym przyszedł z piłą
motorową, ściął i poprzecinał mu na klocki suchego buka, który
stał w pobliżu jego domu.
Po robocie zjedliśmy obiad - Zosia, żona Pana Władka świetnie
gotowała - po czym on powiedział:
- Wybacz, Józef, ale na kieliszek dobrego, razowego chleba pójdziemy
do sklepu. Tak się złożyło, że w domu nie mam nic mocniejszego.
- Daj spokój, Władek. Nie ma takiej potrzeby – zaprotestowałem.
- Gdyby nie było, to byśmy nie szli – obruszył się. Wart jest
pracownik swojej zapłaty!
Nic więcej nie powiedziałem, bo może chodziło mu o to, aby z moją
pomocą wyrwać się na wieczór spod żoninego pantofla.
Sklep był niedaleko, zaraz po drugiej stronie rzeki. I widać było,
że zgromadziło się tam już sporo osób. A wśród nich była
Alcia. Wiecie, ta stara panna, która ciągle chodziła po wsi i
szukała kandydata na męża, ale nikt jej nie chciał, bo była
trochę upośledzona umysłowo i bardzo gruba.
Widać jakiś żartowniś coś jej musiał szepnąć do ucha, bo gdy
tam dotarliśmy, od razu wlepiła we mnie oczy i nie spuszczała ich
ani na moment. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi, ale niedługo
wszystko się wyjaśniło.
Alcia
zebrała się na odwagę, gdy przywitałem się z chłopakami.
Podeszła do mnie i prawie przyparła mnie do ściany swoimi dużymi
piersiami. Zrobiła maślane oczy, uśmiechnęła się. I tym swoim
piskliwym, mocnym głosem, którego z nikim innym nie dało się
pomylić, powiedziała:
Józefie! Ja słyszałam, że wy szukacie baby.
Zapomniałem na chwilę języka w gębie, bo nie spodziewałem się
czegoś takiego..
- Bo, jakby tak, to ja bym się zgodziła. Rosół ugotować umiem. I
do tych spraw też jeszczem niczego sobie...
Głośny śmiech przerwał jej wywód, bo może by jeszcze coś
ciekawego powiedziała.
- Nie Alciu. Wiesz przecież, że jestem żonaty – Odpowiedziałem
poważnie, aby jej nie urazić, gdy wreszcie ucichł powszechny
rechot. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, który to
idiota postanowił sobie zabawić się kosztem biednej dziewczyny. Bo
Alcia chyba sama tego nie wymyśliła. Nikt jednak się nie zdradził.
- A to szkoda – odpowiedziała. Ale chyba na szczęście nie
przejęła się zbytnio moja odmową, bo już za chwilę zaczęła
rozglądać się za następnym kandydatem.”
To tyle o historii mojego ojca. A wszystkim Józefom, którzy każdego
roku, w dniu dziewiętnastego marca obchodzą swoje imieniny,
dedykuję moją rymowankę „Męskie dylematy”, która i jemu
przypadłaby do gustu. Życzę wam, aby z daleka omijały was
wszelkie, a nie tylko takie obawy i problemy.
Męskie dylematy
Że go kiedyś zawiedzie
Wciąż się Józef boi.
Choć to zwykły organ,
Nieduży, a stoi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz