niedziela, 19 marca 2017

  Opowiadanie z cyklu „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.

Józef

Kilka miesięcy temu minęło czternaście lat od śmierci mojego ojca, Józefa. Piękne i wesołe to były dni, gdy w domu obchodziliśmy hucznie jego imieniny. Bo ojciec był człowiekiem towarzyskim, wesołym, uczynnym jak mało kto, i kochał życie, i żarty... Dlatego chętnie przychodzili do niego wszyscy znajomi.

Czasami zjawiało się tyle ludzi, że dla wszystkich nie starczało krzeseł, więc przynosiliśmy ze stodoły trochę drewnianych klocków i kilka mocnych desek, z których robiliśmy dla gości prowizoryczne ławy.
Myślę, że historyjka, którą dzisiaj z okazji jego imienin napiszę, gdyby mógł ją przeczytać, na pewno by mu się spodobała, bo przecież wiele razy sam ją opowiadał. Tych, którzy go znali pozostaje mi tylko przeprosić, że nie potrafię tak ciekawie i śmiesznie pisać, jak on opowiadał; ale na to nie da się nic poradzić.

„Była sobota. Tego dnia wcześniej skończyłem robotę w lesie, bo trafiła mi się fucha u Pana Władka. Wiecie – no, tego, co nie umiał wypić bez zakąszania. Prosił mnie, abym przyszedł z piłą motorową, ściął i poprzecinał mu na klocki suchego buka, który stał w pobliżu jego domu.
Po robocie zjedliśmy obiad - Zosia, żona Pana Władka świetnie gotowała - po czym on powiedział:
- Wybacz, Józef, ale na kieliszek dobrego, razowego chleba pójdziemy do sklepu. Tak się złożyło, że w domu nie mam nic mocniejszego.
- Daj spokój, Władek. Nie ma takiej potrzeby – zaprotestowałem.
- Gdyby nie było, to byśmy nie szli – obruszył się. Wart jest pracownik swojej zapłaty!
Nic więcej nie powiedziałem, bo może chodziło mu o to, aby z moją pomocą wyrwać się na wieczór spod żoninego pantofla.
Sklep był niedaleko, zaraz po drugiej stronie rzeki. I widać było, że zgromadziło się tam już sporo osób. A wśród nich była Alcia. Wiecie, ta stara panna, która ciągle chodziła po wsi i szukała kandydata na męża, ale nikt jej nie chciał, bo była trochę upośledzona umysłowo i bardzo gruba.
Widać jakiś żartowniś coś jej musiał szepnąć do ucha, bo gdy tam dotarliśmy, od razu wlepiła we mnie oczy i nie spuszczała ich ani na moment. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi, ale niedługo wszystko się wyjaśniło.
Alcia zebrała się na odwagę, gdy przywitałem się z chłopakami. Podeszła do mnie i prawie przyparła mnie do ściany swoimi dużymi piersiami. Zrobiła maślane oczy, uśmiechnęła się. I tym swoim piskliwym, mocnym głosem, którego z nikim innym nie dało się pomylić, powiedziała:
Józefie! Ja słyszałam, że wy szukacie baby.
Zapomniałem na chwilę języka w gębie, bo nie spodziewałem się czegoś takiego..
- Bo, jakby tak, to ja bym się zgodziła. Rosół ugotować umiem. I do tych spraw też jeszczem niczego sobie...
Głośny śmiech przerwał jej wywód, bo może by jeszcze coś ciekawego powiedziała.
- Nie Alciu. Wiesz przecież, że jestem żonaty – Odpowiedziałem poważnie, aby jej nie urazić, gdy wreszcie ucichł powszechny rechot. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, który to idiota postanowił sobie zabawić się kosztem biednej dziewczyny. Bo Alcia chyba sama tego nie wymyśliła. Nikt jednak się nie zdradził.
- A to szkoda – odpowiedziała. Ale chyba na szczęście nie przejęła się zbytnio moja odmową, bo już za chwilę zaczęła rozglądać się za następnym kandydatem.”

To tyle o historii mojego ojca. A wszystkim Józefom, którzy każdego roku, w dniu dziewiętnastego marca obchodzą swoje imieniny, dedykuję moją rymowankę „Męskie dylematy”, która i jemu przypadłaby do gustu. Życzę wam, aby z daleka omijały was wszelkie, a nie tylko takie obawy i problemy.

Męskie dylematy

Że go kiedyś zawiedzie
Wciąż się Józef boi.
Choć to zwykły organ,

Nieduży, a stoi!     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz