piątek, 31 grudnia 2021

Wszystkim miłym Czytelnikom, którzy odwiedzają mojego bloga, życzę dużo zdrowia i samych pogodnych dni w Nowym Roku 2022. Zapraszam również do lektury moich "Sylwestrowych wspomnień". 

Sylwestrowe wspomnienia


Lubię bale i zabawy sylwestrowe, ale nie takie na wolnym powietrzu, gdzie mróz szczypie w uszy, śnieg pada za kołnierz, a ludzie - okutani w grube kurtki, szale i czapki - trzęsą się z zimna i przypominają trochę struchlałe kuropatwy. Pomimo to - na pytanie dziennikarza: Jak się bawicie? - wyciągają do kamery rękę, robią kółko z dwóch palców, przywołują na usta dyżurny grymas uśmiechu i mówią, że świetnie, na sto sześć…


Rozumiem ich. Muszą udawać, bo co mają zrobić, skoro już tutaj są, muszą do końca odegrać swoją rolę, bo bez nich nic by się nie udało.
Na takiej imprezie, za grube pieniądze, naprawdę dobrze bawią się tylko - otoczeni ciepłym powietrzem z dmuchaw - gwiazdy muzyczne i ich prezenterzy. Zacierają także ręce właściciele telewizji, bo rośnie im oglądalność i szerokim strumieniem płynie kasa na konta. Reszta, aby nie skostnieć z zimna, musi dobrze swoją krew rozcieńczyć alkoholem.



Moim zdaniem taka forma witania nowego roku może mieć sens w krajach o cieplejszym klimacie, ale nie u nas. Ale cóż, ludzie zawsze podążają za modą, którą ktoś dla nich wymyśla. Tymczasem pełnoprawni obywatele - ci, którzy mają prawdziwą władzę i pieniądze, w pięknych sylwestrowych kreacjach, bawią się w klimatyzowanych salach ośrodków wczasowych, w restauracjach albo - jeszcze lepiej - gdzieś w dalekich, zagranicznych kurortach.
Może jestem niesprawiedliwy, ale tak to widzę i przypomina mi to trochę starożytny Rzym. Tam również możni, aby móc spokojnie rządzić i bogacić się, organizowali pospólstwu  igrzyska i rozdawali ochłapy z pańskiego stołu.
Rozumiem, że wielu ludzi nie chodzi na prawdziwe bale, bo ich na to nie stać. Wiem doskonale, jak trudno jest pod koniec roku wygospodarować kilka stówek, aby przeznaczyć je na zabawę. Może jednak, zamiast chodzić na te zbiorowe imprezy pod chmurką, wrócić do dawnych tradycji i zacząć spotykać się w sylwestrową noc w mniejszym gronie; jeżeli nie w salach balowych, to na świetlicach, albo na prywatkach. Będzie okazja włożyć na siebie piękną suknię albo garnitur, porozmawiać, zatańczyć i wznieść toast za Nowy Rok w miłym towarzystwie.

Pisząc o tym przypomniałem sobie jeden wyjątkowy bal sylwestrowy, być może najlepszy w moim życiu, za który nie zapłaciłem ani grosza.
Akurat kończyłem liceum. Był stan wojenny i obowiązywał surowy zakaz organizowania wszelkich imprez. Pomimo to, pocztą pantoflową, rozeszła się wiadomość, że w miejscowości Ł. - trudno dostępnej, ale niezwykle malowniczej wsi Pogórza Przemyskiego - w świetlicy wiejskiej szykuje się sylwestrowa zabawa. Ludzi przyszło tyle, że trudno im się było pomieścić. Pomimo to, wszyscy bawili się wspaniale do samego rana.
Kłopot pojawił się dopiero wtedy, gdy trzeba było wracać do domu. W nocy przyszła odwilż i oblodzone ścieżki zrobiły się tak śliskie, że zamiast iść, razem z bratem Ryszardem, musieliśmy zjeżdżać po nich na tyłkach. Wrażenia z zabawy pozostały jednak niezatarte do dzisiaj.


Wiele lat później, gdy byłem już komendantem komisariatu i akurat składałem do archiwum stare rejestry wykroczeń, zupełnie przypadkowo, w jednym z nich zauważyłem nazwisko uroczej dziewczyny, która wtedy opiekowała się tamtą świetlicą. Potwierdzało to tylko znaną od wieków prawdę, że nic nie ma za darmo i za naszą wspaniałą zabawę w stanie wojennym, ona musiała zapłacić jakąś cenę. 


Wiesław Hop

https://www.ceneo.pl/120523070

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz